Celem życia człowieka jest miłość. Celem, sensem relacji z Bogiem jest miłość. Miłość Boga do każdego człowieka jest całkowita, totalna, nieskończona, absolutna. Bóg chce, byśmy Go również kochali miłością totalną, całkowitą; całym sercem, wnętrzem, duszą, umysłem, całą osobą, całym życiem: Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił (Pwt 6, 5).

Miłość Boga powinna być totalna. Czasownik miłować ma podwójne znaczenie. Z jednej strony odnosi się do sfery uczuć. Uczucia, zmysłowość, ciało i wszystkie siły psychiczne i duchowe mogą i powinny stawać się miejscem przyjmowania i dawania miłości. Z drugiej strony termin ten dotyczy języka prawnego, języka przymierza. W tym sensie wyraża się w konkretnym działaniu, w czynach wypływających z Dekalogu i Ewangelii, np. w szacunku, wierności, służbie, odpowiedzialności, ofiarności, posłuszeństwie, przestrzeganiu przykazań, zobowiązań, norm (J 14, 15). Św. Jan wzywa: Dzieci, nie miłujmy słowem i językiem, ale czynem i prawdą! (1 J 3, 18).

Przykazanie miłości zakłada całkowitość: całym sercem, całą duszą, całym umysłem i całą mocą. W miłości nie można niczego zatrzymać dla siebie. Miłość oddaje wszystko. Wszystko Moje jest Twoje, a  Twoje jest Moje (J 17, 10) – mówił Jezus o swojej więzi z Ojcem. Jedynie jeśli dwoje tworzą jedno, jeśli życie jednego jest życiem drugiego, mamy realizację miłości (P. Bovati). W miłości autentycznej, głębokiej, totalnej chodzi o całkowite przenikanie się osób. Człowiek zostaje przeniknięty Bogiem, a Bóg człowiekiem.

Miłość zakłada również wierność. Tylko to, co jest wieczne może wyrażać prawdziwą głębię (Y. Raguin). Kto nie angażuje się na zawsze, nie daje naprawdę samego siebie, ale tylko wypożycza się na określony czas. Miłość Boga (podobnie jak małżeńska) wymaga wierności na wzór Jezusa, który do końca nas umiłował (J 13, 1).

Miłość Boga domaga się wyłączności. Bóg jest zazdrosny w swojej miłości do człowieka: Pan zapalił się zazdrosną miłością ku swojej ziemi (Jl 2, 18). Z zazdrosnej miłości rodzi się przykazanie: Ja jestem Pan, Twój Bóg […] Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie (Wj 20, 2n). Miłości do Boga nie można dzielić z kimkolwiek;  nawet z własnymi rodzicami, dziećmi, współmałżonkiem, najlepszymi przyjaciółmi: Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego, nie może być moim uczniem (Łk 14,26). Oznacza to, ze żadna z osób ani wartości nie może zająć pierwszego miejsca, które należy się Bogu. Jeżeli pierwsza miłość nie jest skierowana ku Bogu, szybko zaczynamy ubóstwiać inne wartości, adorować innych bogów: pieniądze, sukces, karierę, swoje własne narcystyczne ego, innych ludzi… Dopiero w Bogu możemy kochać w sposób czysty i głęboki siebie, innych i wszystkie inne wartości i stworzenia.

Miłość Boga nie jest zjawiskiem spontanicznym, prostym i łatwym. Jest to raczej długi proces, który wymaga odwagi w odrzucaniu różnych bożków, zniewoleń i lęków. Wymaga również woli wybierania Boga w każdej sytuacji i gotowości poświęcenia tego, co najdroższe: serca, umysłu, woli.

Zasadniczą trudnością w relacji z Bogiem jest grzech. Żaden grzech nie jest jednak ograniczeniem dla miłości Boga. Bóg ukochał nas (i kocha nadal) jako grzeszników (por. (Rz 5, 6-8). Natomiast nasza słabość moralna jest ograniczeniem w przyjmowaniu miłości Boga. Przykładem może być miłość małżeńska, która obrazuje w pewnym sensie miłość Boga do człowieka. Gdy w małżeństwie następuje zdrada, nie można za nią po prostu przeprosić i jakby nic się nie stało, przejść nad nią do codziennego porządku. Zawsze pozostanie rana, która wymaga uleczenia i przebaczenia. Czasami ta rana pozostaje do końca. Nic już nie pozostaje identyczne, jak przed zdradą. Podobnie jest w relacji z Bogiem. Grzech, zdrada jest w swej istocie dobrowolną rezygnacją z miłości Stwórcy. Jej skutkiem jest miernota życia, nuda egzystencjalna, frustracje. Nie można żyć szczęśliwie nie uznając samego źródła szczęścia. Życie ludzkie nie może być szczęśliwie, piękne, głębokie, dobre, jeżeli człowiek nie otwiera się na źródło wszelkiego dobra, na Boga.

Właściwe relacje (miłości) do Boga są źródłem wszystkich pozostałych: miłości siebie, innych i rzeczy stworzonych. Jeżeli potrafimy patrzeć na całą rzeczywistość w optyce daru Boga, wszystko nabiera innej barwy i sensu. Uczymy się wówczas akceptować siebie ze swoimi jasnymi i ciemnymi stronami. To prawda, że nie wszystko zależy od nas; jednak zależy bardzo wiele! Są rzeczy, które możemy zmienić, inne tylko zaakceptować, a w jeszcze innych odnaleźć sens. Są czynności, które zostają nam narzucone, ale od nas zależy sposób, w jaki je podejmiemy. Kamień, który wykuwam, staje się wyrazem mojego wnętrza. Praca, która została mi narzucona jest rodzajem takiego właśnie kamienia. Poprzez mój własny sposób wykonywania danej czynności, mogę przemienić ją w wyraz mojego wnętrza. To, co zostało nam narzucone, zostaje dzięki miłości przetworzone i uformowane w integralną część mojej osoby (A. Grün).

Świadomość miłości Boga pozwala akceptować każdego i patrzeć na niego głębiej, z miłością. Nigdy nie doświadczyłem prawdziwszego i bardziej osobistego kontaktu z przyjacielem, niż wtedy, kiedy obydwaj byliśmy w bliskiej relacji z Bogiem – napisał Paul Tournier, psychoterapeuta szwajcarski.

Oczywiście, nie musimy i nie możemy wszystkich kochać jednakowo. Czasem wystarczy tylko pierwszy krok: świadomość, że każdy jest jedyny, niepowtarzalny, akceptowany i kochany przez Boga. Ten pierwszy krok pozwoli dostrzec w każdym człowieku godność, wartość, zalążek i ziarno dobra. Miłość zaczyna się od akceptacji inności, odmienności, szacunku i tolerancji. Nie oznacza braku problemów, konfrontacji ani zgodności myślenia, charakterów czy działania. Przeciwnie, pozwala je jednak w sposób twórczy rozwiązywać i ubogacać się wzajemnie.

Z miłości Boga rodzą się właściwe relacje do wszystkich rzeczy i wartości ziemskich. Rodzi się świadomość, że w dziełach stworzonych odbija się wspaniałość, piękno  i potęga Boga. Każde dzieło Boga jest przeniknięte Jego myślą, sercem i Duchem. Obcując ze światem stworzonym w namacalny sposób dotykamy Stwórcy. Sposób, w jaki traktujemy rzeczy, przyrodę, zwierzęta i wszystkie inne stworzenia jest również znakiem naszej miłości do Boga. Jeżeli szanujemy i kochamy Boga, powinniśmy również szanować, kochać i właściwie korzystać z całego dzieła stworzenia.

Bardzo wymowny charakter ma benedyktyńska zasada: ora et labora. Mnisi łączą pracę z modlitwą. Modlitwa pozwala im relatywizować pracę. Nie liczą się wówczas osiągnięcia, sukcesy czy samorealizacja poprzez pracę. Nie grozi aktywizm ani pracoholizm. Kilkukrotne przerywanie pracy, aby uwielbiać Boga uświadamia, że to On jest centrum i celem. Nie praca. Praca jest środkiem, który prowadzi do celu. Takie spojrzenie uwalnia od nadmiernych lęków i trosk o rodzaj pracy, wielkość wynagrodzenia, zabezpieczenie zysków, daje poczucie wewnętrznej wolności oraz uświadamia, że owoce pracy zależą ostatecznie od Boga. Jeżeli Pan domu nie zbuduje, na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą (Ps 127, 1).

Więcej w książce: Życie duchowe bez trików i skrótów, WAM

fot. Pixabay