Grzech aniołów i pierwszych rodziców znajduje swoją kontynuację w historii grzechach całej ludzkości. Grzech bowiem nie jest abstrakcją albo rzeczywistością dotykającą innych. Przeciwnie, ucieleśnia się w życiu każdego człowieka. Wpływa nie tylko na jego postawy, zachowania, czyny, ale również na motywacje, wybory, skłonności czy nawyki.
Grzech ma konsekwencje społeczne, wspólnotowe; narusza właściwe relacje. Uderza w drugiego jako osobę, rani serce Boga i zakłóca relacje międzyludzkie: małżeńskie, rodzinne, zakonne, przyjacielskie, zawodowe. Ponadto rani samego grzesznika, powodując cierpienia fizyczne, psychiczne i duchowe, na przykład poczucie winy, smutek, pustkę wewnętrzną, znudzenie sobą i innymi, urazy, bezsens życia, degradację psychiki, zniszczenie fizyczne. Grzech uderza także we wspólnotę Kościoła. Osłabia jego świętość, podważa autorytet, rodzi kryzys, o czym możemy się dziś dotkliwie przekonać.
Mimo zła, które dziś jest coraz bardziej natarczywe i krzykliwe, na drugim biegunie pojawia się zanik poczucia grzechu i moralny relatywizm. Jan Paweł II zaważa, że „Przywrócenie właściwego poczucia grzechu jest pierwszym sposobem przezwyciężenia poważnego kryzysu duchowego, jaki trapi człowieka naszych czasów. Poczucie grzechu odbuduje się jednak jedynie przez jasne odwołanie się do niezmiennych zasad rozumu i wiary, zawsze głoszonych przez naukę moralną Kościoła”.
Praktyczną pomocą w uznaniu i akceptacji grzeszności jest doświadczenie obdarowania ze strony Boga. Dopiero w perspektywie hojności Stwórcy można dostrzec własną niewdzięczność. Im człowiek jest bliżej Boga, im bardziej doświadcza miłości, tym pełniej uświadamia sobie głębię grzechu. Najbardziej świadomi własnej nędzy i grzechu byli wielcy święci, mistycy.
Święty Ignacy w Ćwiczeniach duchowych podaje jeszcze inny sposób prowadzący do świadomości głębi grzechu. Jest nim konfrontacja własnych postaw i życia z wszystkimi ludźmi, zamieszkującymi ziemię, a następnie ze świętymi, zbawionymi i samym Bogiem. Takie silne „zderzenie” pozwala dystansować się stopniowo wobec własnej osoby, zwłaszcza wobec lęków o siebie czy nadmiernych pragnień i potrzeb. Prowadzi również do pokory, przełamywania egoizmu, egocentryzmu i „ogołocenia” siebie. Rodzi postawę pokornej miłości i czci, jaką odczuwał wobec Jezusa Jan Chrzciciel: „Trzeba, by On wzrastał, a ja żebym się umniejszał” (J 3,30).
Autentyczne doświadczenie własnych grzechów i Bożego miłosierdzia rodzi również wdzięczność i miłość wobec Stwórcy i prowadzi do pełnego zadziwienia pytania: Jak to możliwe, że słońce świeci nad dobrymi i złymi, a deszcz pada na sprawiedliwych i niesprawiedliwych? (por. Mt 5,45). Dlaczego cała rzeczywistość odnosi się do mnie niezmiennie, służebnie, przyjaźnie? Dlaczego nie zwróciła się przeciwko mnie?
Odpowiedzią są słowa Syracydesa: „Jakże wielkie jest miłosierdzie Pana i przebaczenie dla tych, którzy się do Niego nawracają” (Syr 17,29) i słowa skierowane przez Jezusa do świętej Faustyny: „Miłosierdziu mojemu nie przeszkadza nędza twoja. (…) im większa nędza, tym większe ma prawo do miłosierdzia Mojego”.