Obraz do medytacji: Wyobraź sobie koniec świata lub siebie w chwili śmierci.
Prośba o owoc medytacji: Módl się o zaufanie Bogu i odwagę w czasie prześladowań i odrzucenia.
1. Kiedy to nastąpi?
Zbliżamy się do końca roku liturgicznego. I w Liturgii Słowa pojawiają się teksty eschatologiczno-apokaliptyczne. Eschatologia mówi o rzeczach ostatecznych, definitywnych. Natomiast apokalipsa oznacza zdjęcie, usunięcie zasłony, czyli objawienie.
W dzisiejszej Ewangelii Jezus zapowiada zburzenie Jerozolimy, które miało miejsce w 70 r. oraz znaki końca świata. Jezus jednak nie wskazuje żadnych dat ani nie wskazuje precyzyjnych sygnałów ostrzegawczych. Wojny, rewolucje, katastrofy naturalne, głód, zarazy, prześladowania – to są znaki aktualne w każdym czasie. Jezusowi nie chodzi tyle o informacje, co o przygotowanie. Uczeń Jezusa ma być zawsze gotowy na przyjście Pana, ma czuwać. Ma wykazywać się odwagą, wiernością, nie poddawać się sugestiom różnych mistyfikatorów. Odwagę wobec prześladowań i trudności powinien czerpać od samego Jezusa.
Życie w perspektywie eschatologicznej prowadzi do wolności. Wiemy, że wszystko jest względne, przemijające, a nasza ojczyzna jest w niebie. Stąd nie musimy nadmiernie się lękać o rzeczywistość tymczasową. Uczeń Jezusa musi być w drodze i powinien żyć niejako na walizkach. Nie absolutyzować świata, ani jego wartości; czynić wszystko w wolności, z dystansem wewnętrznym. Św. Ignacy powie, że jezuita żyje niejako z podniesioną stopą, czyli jest zawsze wolny, dyspozycyjny, gotowy do wyruszenia w drogę. Ten obraz dotyczy każdego ucznia Jezusa.
Z drugiej jednak strony żyjemy w świecie, w czasie, w historii. I nie możemy uciekać od niej, trwając w iluzjach albo jedynie w przyszłości. Można wtedy pod fałszywym pretekstem poddawać się lenistwu, uciekać od trudu i zaangażowania codziennego, pogardzać tym, co przemijające… Jednak to nie jest Ewangelia Jezusa. Ewangelia nie jest księgą końca czasów. Ewangelia jest raczej podręcznikiem przeznaczonym dla budowniczych sprawiedliwości, pokoju, braterstwa, miłosierdzia, miłości, ale tu, na ziemi, i dziś, teraz!
Jakie reakcje wywołuje w tobie myśl o końcu świata? Co czujesz, gdy czytasz zapowiedzi tragedii i nieszczęść? Czy nie żyjesz nowinkami, wątpliwymi przepowiedniami i objawieniami? W jakim stopniu jesteś już wolny i dyspozycyjny? Czy nie uciekasz od rzeczywistości w iluzje?
2. Będą was prześladować
Jezus wskazuje jasno, że czytelnym znakiem bycia uczniem Jezusa jest prześladowanie. Królestwo Jezusa jest królestwem sprawiedliwości i pokoju, dlatego będzie ciągle kwestionowane i prześladowane; będzie napotykało sprzeciw i niezrozumienie ze strony świata. Sam Jezus doświadczył odrzucenia i prześladowania. Historia Jezusa powtarza się w życiu Jego wszystkich autentycznych uczniów i w historii Kościoła. I nie ma się czemu dziwić. Przepowiedział to sam Jezus: Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować (J 15, 20). A św. Piotr napisze: nie dziwcie się, jakby was spotkało coś niezwykłego, ale cieszcie się, im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, abyście się cieszyli i radowali przy objawieniu się Jego chwały. Błogosławieni [jesteście], jeżeli złorzeczą wam z powodu imienia Chrystusa, albowiem Duch chwały, Boży Duch na was spoczywa. Nikt jednak z was niech nie cierpi jako zabójca albo złodziej, albo złoczyńca, albo jako [niepowołany] nadzorca obcych dóbr! Jeżeli zaś [cierpi] jako chrześcijanin, niech się nie wstydzi, ale niech wychwala Boga w tym imieniu! (1P 4, 12-16).
Akceptacja krzyża, radykalizm i konsekwencja w życiu Ewangelią musi się liczyć nawet z ceną własnego życia. Dawanie świadectwa Jezusowi, promowanie sprawiedliwości i prawdy, obrona godności każdej osoby ludzkiej wiąże się nieraz z ceną przelanej krwi. Od chwili śmierci Jezusa tysiące Jego uczniów jest więzionych, upokarzanych, wyśmiewanych, torturowanych, skazywanych na śmierć, tylko dlatego, że są uczniami Jezusa, że przyznają się odważnie do Jezusa. Dzieje się to również na naszych oczach.
Życie na co dzień Ewangelią jest trudem i wymaga odwagi. Miejmy nadzieję, że Jezus nie zażąda od nas świadectwa krwi. Ale na pewno oczekuje świadectwa codzienności. Świadectwo codzienności to przeżywanie dnia po dniu, w cierpliwej wierności Bogu, własnemu sumieniu, obowiązkom. Taka wierność Bogu i sobie, gdy przychodzą trudności, kryzysy, nic nie wychodzi, pojawiają się porażki w pracy i życiu osobistym, niezrozumienie i odrzucenie ze strony najbliższych, wątpliwości w wierze jest nieraz prawdziwym męczeństwem. Codzienne świadectwo to życie na co dzień błogosławieństwami, życie darami Ducha Świętego (cichość, łagodność, dobroć, pokora, pokój, miłosierdzie, miłość). A przede wszystkim podjęcie codziennego trudu życia.
Co jest dla ciebie największym męczeństwem? Jak je przeżywasz? Czy czerpiesz nadzieję i odwagę od Jezusa?
3. Trud życia
Droga z Jezusem wymaga codziennego trudu i pracy. Posłuchajmy dwóch świadectw. Pierwsze to wypowiedź młodej, współczesnej kobiety: Dla mnie dzień powszedni to: budzik – wstaję bardzo wcześnie, pakuję teczkę, strasznie się spieszę – jazda autobusem, ulice zatłoczone, spóźniam się do pracy, praca wiecznie ta sama, wkoło mnie wiecznie ci sami ludzie, koledzy wiecznie zdenerwowani, jem pospiesznie i często licho, wiecznie te same rozmowy, po powrocie do domu nie wiadomo w co ręce włożyć, potworne znużenie, jeszcze przynajmniej parę chwil przed telewizorem i na pół przytomna kładę się spać. A rano od nowa to samo.
Drugie świadectwo Madeleine Delbrel, współczesnej mistyczki, która porzuciła karierę osobistą i zawodową, pisarską, by służyć ubogim. M. Delbrel, jako asystentka socjalna, pracowała wraz z komunistami na przedmieściach Paryża. Chociaż żyła w środowisku ateistycznym, posiadała głębokie wyczucie Boga i wolność serca. Pisze Delbrel: Nie ma trudu przypadkowego. Gdy spełniamy wolę Boga – wstając, przygotowując posiłek, wychodząc, załatwiając sprawunki, jadąc pociągiem – zgłębiamy się jak gdyby w jedność z Bogiem, przyjmując Jego wolę i pragnąc Jej. Gdy trudzimy się naszym codziennym trudem, wstając z nogami pełnymi zmęczenia, zużywając dziesięciokrotnie więcej czasu i nerwów, niż trzeba na przygotowanie najprostszego posiłku, robiąc to z oczami pełnymi dymu ze złego węgla, który nie grzeje i ze stopami na lodowatej podłodze […] Powiecie, że to nie są wielkie trudy. Ale artystę rozpoznaje się tak samo po sposobie wykonywania utworu dziecięcego, jak najtrudniejszego koncertu. Podobnie natychmiast rozpoznamy świętych wśród tych maleńkich spraw i trudów. Włoży w nie bowiem swobodę, naturalność, wdzięk i dobrą chęć, która uczyni z małego trudu – wielkie dzieło miłości.
Te dwa świadectwa ukazują dwa różne podejścia do życia. Pierwsze, bierne: ja jestem kształtowany przez życie. Właściwie mam niewiele do powiedzenia. Ulegam życiu, przyjmuje je takim, jakie jest i wszystko, co ono z sobą niesie. W praktyce staje się niewolnikiem. To życie ogranicza moją wolność. Ja nie mam na nie wpływu. Powoli staję się zaprogramowanym automatem i niszczę sam siebie.
Drugie, aktywne, świadome, odpowiedzialne: nie ja jestem w sposób bezwolny kształtowany przez życie, ale ja kształtuję własne życie. Wybierając to życie świadomie i wykorzystując wszystkie dary, jakie z sobą niesie. Takie wolne, świadome kształtowanie własnego życia połączone z zaufaniem Jezusowi pozwoli podjąć największy trud i z odwagą i nadzieją przyjąć nawet prześladowania.
Które świadectwo jest ci bliższe? Dlaczego? Jakie jest twoje podejście do życia: bierne czy aktywne?
Rozmowa końcowa: Prośmy, abyś z Eucharystii czerpał siłę do codziennego świadectwa. Módl się, aby mądrość słowa Bożego i moc Chleba życia były umocnieniem w twoich codziennych zmaganiach i trudach.
fot. Pixabay