1. Przy sadzawce

Jezus przybył ze swymi uczniami do Jerozolimy na „święto żydowskie” (J 5,1). Ewangelista nie precyzuje jakie. Niektórzy egzegeci sądzą, że chodzi o Święto Namiotów, inni że o Paschę. Po drodze zatrzymał się obok sadzawki, która leżała przy Bramie Owczej w pobliżu świątyni. Sadzawka nazywała się również Owcza (Probatica), zaś po hebrajsku zwano ją Betesda, czyli „Dom miłosierdzia”. Zasilana była deszczówką gromadzoną w porze zimowych i wiosennych opadów. Została wydrążona w litej skale za czasów arcykapłana Szymona (220-195 p.n.e.). Miała wymiary sto dwadzieścia na sześćdziesiąt metrów i składała się z dwóch zbiorników położonych obok siebie, do których przylegały naturalne groty, przekształcone w łaźnie. Baseny głębokie na trzy metry znajdowały się na różnych poziomach. Północny był usytuowany powyżej, co umożliwiało spływanie wody do niższego. Otaczały ją cztery wspaniałe portyki; piąty znajdował się na murze działowym dzielącym baseny. Stąd sadzawkę zwano również Sadzawką Pięciu Krużganków w nawiązaniu do Pięcioksięgu (Tory). Pod portykami znajdowali schronienie liczni chorzy zażywający kąpieli w celach leczniczych. W czasach hellenistycznych uzdrawiające działanie wody połączono z kultem boga, opiekuna sztuki lekarskiej, Asklepiosa. Z kolei Rzymianie założyli nad sadzawką ośrodek leczniczy serapejon oraz świątynię poświęconą jego opiekunowi, Serapisowi. Chorzy, którzy przybywali do świątyni Serapisa kąpali się w basenie, a potem spali w zaciemnionym, sklepionym pomieszczeniu w oparach narkotyku. Wywołane nim sny stanowiły podstawę diagnozy medycznej, którą wystawiał kapłan. „To balneologiczne sanktuarium, położone poza murem miasta, było tolerowane nawet przez pobożnych Żydów, którzy sami tu przychodzili szukać pomocy w chorobach” (J. Gać).

Z sadzawki, z podziemnego źródła, tryskała woda, która miała właściwości lecznicze, zwłaszcza, gdy źródło zaczynało bić i napełniało się wodą. W ludowym tłumaczeniu wskazywano na anioła, który „zstępował w stosownym czasie i poruszał wodę” (J 5,4). Kto pierwszy znalazł się w niej po jej poruszeniu, odzyskiwał zdrowie. „Poruszenie wody można oczywiście wytłumaczyć w sposób naturalny. Jedna możliwość to małe trzęsienie ziemi. Druga to nierównomierny dopływ wody. Mógł on wynikać po prostu z podnoszenia i zamykania jazów na kanaliku prowadzącym wodę ze wzgórz. Jeśli basen był zasilany przez źródło, mogło ono bić okresowo jak główne źródło w Jerozolimie, Gihon. Nieregularność byłaby wtedy skutkiem efektu «syfonu»” (M. Wojciechowski).

Nad sadzawką Betesda leżało „mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych” (J 5,3). Rozgrywał się dramat chorych oczekujących na cud. Z jednej strony mieli oni nadzieję, pragnienia, oczekiwania. Z drugiej strony pojawiała się rywalizacja, zazdrość i zawiść wobec uzdrowionych. Było to swoiste getto cierpienia.

W grupie chorych oczekujących na cud uzdrowienia był człowiek, który cierpiał od trzydziestu ośmiu lat. Ewangelista nie określa jego choroby. „Od młodości nie był w stanie wstać o własnych siłach, natomiast umysłowo był sprawny. Wymieniono go po «sparaliżowanych». Sugeruje to niedowład na skutek uszkodzenia kręgosłupa albo jakieś kalectwo nóg. Nagłe wyleczenie nie wydaje się tu medycznie możliwe. W dodatku człowiek leżący tak długo musiałby jeszcze wyćwiczyć mięśnie, by móc się poruszać” (M. Wojciechowski). Ojcowie Kościoła porównują czas jego cierpienia do wędrówki Izraela przez pustynię, podczas której zmarli wszyscy Izraelici zdolni do walki (por. Pwt 2,14). Paralityk przebywał na pustyni cierpienia trzydzieści osiem lat. W pierwszym wieku średnia długość życia wynosiła czterdzieści lat, więc ten biedny człowiek nie chodził niemal całe życie. W tym czasie zanikło jego pragnienie uzdrowienia, a także wewnętrzna moc, siła oporu i walki. „Chory nie mógł, nie potrafił już walczyć. Poddał się. Ale może był to warunek, aby mógł dotrzeć do Domu Miłosierdzia i doświadczyć Bożej litości” (A. Grün).

Pytania do refleksji:

  • Kto jest twoim aniołem, pobudzającym cię do życia?
  • Czy dramat cierpień współczesnego świata jest ci bliski?
  • Co według ciebie stanowi największe cierpienie człowieka?
  • Co stanowi twój „paraliż”? Jakie są jego konsekwencje?
  • Jaka jest historia (i przyczyny) twojej choroby, zagubienia, odrzucenia, nałogów, braku miłości?
  • Czy potrafisz jeszcze walczyć?

2. Czy chcesz wyzdrowieć?

Paralityk nie prosił Jezusa o uzdrowienie. Należał do nielicznej grupy szczęśliwców, których Jezus uleczył z własnej inicjatywy. Ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już dłuższy czas” (J 5,6). W tłumie cierpiących Jezus dostrzegł właśnie tego człowieka i rozpoznał jego stan psychiczny i duchowy. To człowiek, który cierpi od dawna, wyczerpany i kaleki; w głębi duszy czuje się życiowym przegranym. Brakuje mu nie tylko cnoty cierpliwości, wytrwałości, nadziei, ale także wiary. Jego losem nie interesują się przyjaciele ani krewni. Pozostaje samotny w walce z bólem i rozpaczą.

Jezus przeniknął ducha paralityka. Dlatego nie wymagał od niego wiary, a nawet o nią nie pytał. Postawił mu natomiast inne, wydawałoby się kuriozalne, pytanie: „Czy chcesz wyzdrowieć?” (J 5,6). Można by zakładać, że odpowiedź może być jedna: tak, oczywiście! Jednak nie zawsze tak jest. Niektórzy ludzie wolą pozostać chorzy i nie chcą wyzdrowieć, gdyż „w jakiś sposób «urządzili się» w chorobie, ponieważ choroba daje im pewne korzyści – jak mówi psychologia: daje im poczucie wtórnego zadowolenia. Nie muszą już dalej walczyć, są pielęgnowani przez innych, inni się o nich troszczą. Przyjmują, cofając się, postawę dziecka: że to matka o wszystko się zatroszczy” (A. Grün). Choroba uwalnia wtedy od trudu życia i odpowiedzialności za nie. Rodzi podświadomie przekonanie, że jest użyteczna. Prowadzi do postawy pretensjonalnej: jestem chory, więc wszystko mi się należy, wszyscy powinni się o mnie troszczyć.

Jezus świadom tych „pułapek” choroby, odwołał się do wolnej woli chorego, zachęcił go do wglądu w siebie. Czy paralityk chce wyzdrowieć? Wydaje się jednak, że chory nie zrozumiał intencji Jezusa. Zamiast odpowiedzieć wprost, próbował usprawiedliwić swoją porażkę: „Panie, nie mam człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. W czasie kiedy ja dochodzę, inny wstępuje przede mną” (J 5,7). Odpowiedź chorego z jednej strony może być wymówką. Czy to jego wina, że jest chory, że nigdy nie zdąży na czas, gdyż inni są szybsi? Może być więc próbą usprawiedliwienia braku wysiłku i podejmowania dalszych środków w celu uzdrowienia. Z drugiej jednak strony może być stwierdzeniem istoty choroby. Nie ma pomocnego człowieka. Jest samotny i biedny. „Z dziewiątego wersetu dowiadujemy się, że leżał na noszach. Słowo przetłumaczone tu jako «nosze» oznacza pryczę lub materac, używany przez ludzi biednych. Tak więc był on nie tylko chory, lecz – co zbytnio nas nie dziwi – także ubogi. Co więcej, jak się dowiadujemy, z tych właśnie powodów nie miał przyjaciół” (R. Ascough).

Samotność, brak relacji, nieumiejętność nawiązywania więzi to jedna z częstszych „chorób” współczesnych czasów. „Wielu ludzi choruje dzisiaj, bo nie mają żadnego człowieka, który wzbudzałby w nich wolę życia, zachęcał do życia. Uważają się za ludzi bezwartościowych, wyschniętych, wyczerpanych, bo nikt ich nie kocha, nikt ich nie przyciąga do życia miłością. Człowiek może żyć w zdrowiu tylko wtedy, gdy doświadcza miłości i miłością obdarza. Bez kontaktów  z innymi ludźmi jego źródło życia wysycha” (A. Grün).

Pytania do refleksji:

  • Czy nie cechuje cię postawa obojętności, rezygnacji, braku walki i woli życia?
  • Czy jesteś pretensjonalny?
  • Kogo obwiniasz o swój nieszczęśliwy los?
  • Czym dla ciebie jest choroba? Jak ją przeżywasz?
  • Czy masz człowieka, który wspiera cię w trudnych doświadczeniach?
  • Czy umiesz nawiązywać zdrowe relacje i więzi?
  • Czy spotkania z tobą wyzwalają w innych pragnienie życia, napawają ich nadzieją, siłą i wiarą, pozwalają otrząsnąć się z niemocy i paraliżu?

3. Niewdzięczność?

Jezus wiedział, że ma do czynienia z człowiekiem, który nigdy o Nim nie słyszał. Nie mógł więc uwierzyć w Jego cudowną moc. Mógł jednak posiadać wiarę w uzdrowieńczą moc sadzawki. Bazując na niej, rozkazał sparaliżowanemu: „Wstań, weź swoje nosze i chodź!” (J 5,8). Paralityk powinien oderwać się od noszy. „Nie ma sensu dalej rozczulać się nad sobą. Teraz trzeba po prostu wstać, powstać przeciw rezygnacji, powstać przeciw lękowi, przeciw wszystkiemu, co przeszkadza żyć” (A. Grün).

Jezus nie uwolnił jednak paralityka od jego noszy. Kazał mu je zabrać z sobą. Pozostawione nosze są znakiem, który przypomina, ludzką słabość i kruchość życia, kierując do Boga. To lek na ludzką amnezję, brak pamięci i marzenia o samowystarczalności. Człowiek sam się nie zbawi, ani nie osiągnie nieśmiertelności. Nie wymusi też uzdrowienia. „Niektóre ułomności psychiczne lub fizyczne zostaną nieuleczone aż do śmierci. Niektóre duchowe rany zabiorę z sobą do grobu. Przyznanie się do tego jest niemodne, ale realistyczne. Bardzo ciężko jest czekać na nowe życie i ufać, że Bóg uleczy wtedy wszystkie nasze cierpienia. Ale czy Bóg nie dał nam wspaniałej obietnicy?” (S. Kiechle). Uzdrowienie przez Jezusa oznacza, że niepewność, trud i krzyż – chociaż pozostaną – nie będą przeszkodą w świadomym i głębokim życiu.

„Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje nosze i chodził” (J 5,9). „Uleczyło go słowo Jezusa. Spotkanie z Jezusem wzmocniło jego wolę życia. Jezus nie zaprowadził go do sadzawki, lecz skontaktował go z sobą samym, ze źródłem w nim samym, które ma dość siły, aby utrzymać go przy życiu” (A. Grün).

Po uzdrowieniu paralityka Jezus odsunął się na bok. Natomiast gorliwi Żydzi, którzy zauważyli to gorszące zdarzenie, oburzyli się na uzdrowionego: „Dziś jest szabat, nie wolno ci dźwigać twoich noszy” (J 5,10). Starotestamentowe prawo zabraniało wykonywania pracy w szabat. Do zakazów należało noszenie jakichkolwiek przedmiotów, nawet suszonej figi, czy drewna na podpałkę. Ponadto większość rabinów uważała, że nie należy w tym dniu wykonywać czynności medycznych, które nie ratują życia. Do takich czynności zaliczano uzdrowienie.

Indagowany przez faryzeuszy paralityk powoływał się na Jezusa: „Ten, który mnie uzdrowił, rzekł do mnie: Weź swoje nosze i chodź” (J 5,11). Żydzi nie byli usatysfakcjonowani taką odpowiedzią. Oburzeni domagali się wydania „złoczyńcy”. Jednak ex-paralityk nie znał Go bliżej. Tego samego dnia Jezus spotkał go w świątyni i napomniał: „Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło” (J 5,14). „Chociaż wielokrotnie odcinał się On od potwierdzenia powszechnie wypowiadanej opinii, że bezpośrednią przyczyną choroby jest grzech, w tym przypadku powołał się nią, aby wzbudzić w uzdrowionym bojaźń Bożą. Być może postąpił tak dlatego, że ów człowiek nie wyznał wiary w Niego, nawet po swoim uzdrowieniu” (R. Ascough).

Uzdrowiony paralityk nie wyciągnął wniosków. „Odszedł i oznajmił Żydom, że to Jezus go uzdrowił” (J 5,15). Odtąd apologeci żydowscy przestali się interesować cudem i uzdrowionym, a swoją uwagę przenieśli na Jezusa, zarzucając Mu łamanie szabatu. W ten sposób paralityk – świadomie bądź nie – zaszkodził Jezusowi. Zamiast okazanej wiary i wdzięczności, sprowadził na Niego prześladowanie i niebezpieczeństwo śmierci. Zresztą oliwy do ognia dolał sam Jezus, gdy broniąc się przed zarzutami, stwierdził: „Ojciec mój działa aż do tej chwili i Ja działam” (J 5,17). W ten sposób potwierdził swoją władzę nad szabatem i przyrównał swoje działanie do Boga. Przypisał sobie Synostwo Boże, popełniając rzekomy grzech bluźnierstwa. „Dlatego więc Żydzi tym bardziej usiłowali Go zabić, bo nie tylko nie zachowywał szabatu, ale nadto Boga nazywał swoim Ojcem, czyniąc się równym Bogu” (J 5,18). „Podobnie jak przywódcy judzcy, którzy zakwestionowali prawdziwość i znaczenie tego uzdrowienia, także i dziś wielu ludzi odmawia uznania działania Boga w życiu innych. Zamiast uznać świadectwo osoby pozostającej w bliskiej relacji z Bogiem, wolą ją oskarżać. Jednak niezależnie od wszystkiego, również ich nie powinniśmy osądzać. Mamy raczej ufać naszej więzi z Bogiem i szukać tych, którzy potrzebują pomocy, tak jak czynił to Jezus. Ani brak pochwał, ani ogrom sprzeciwu nie powinny zniechęcać nas od posługi potrzebującym” (R. Ascough).

Pytania do refleksji:

  • Od jakich „noszy” powinieneś się oderwać?
  • Co wzmacnia w tobie wolę życia?
  • Czy nie zapominasz o dobroci i hojności Boga?
  • Co sądzisz o powiedzeniu: „Bóg doświadcza tych, których kocha”?
  • Co myślisz o zależności między chorobą a grzechem? W czym się ona wyraża?
  • Co cię gorszy?
  • W jaki sposób okazujesz wdzięczność Bogu i bliźnim?

Więcej w książce: „Bóg pełen miłości”.