«Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś ma wszystkiego w nadmiarze, to życie jego nie zależy od jego mienia» (Łk 12, 15)
Do Jezusa odezwał się mężczyzna spośród tłumu, który wcześniej słuchał Jego nauczania. „Wtedy odezwał się” nastąpiło po tym, gdy Jezus powiedział do wszystkich: „Kiedy was ciągać będą do synagog, urzędów i władz, nie martwcie się, w jaki sposób albo czym macie się bronić lub co mówić, bo Duch Święty nauczy was w tej właśnie godzinie, co należy powiedzieć».
I co ten człowiek usłyszał albo co zrozumiał? Jak się okazuje słowa „urzędy, władze, bronić się” skojarzyły mu się z konfliktem z jego bratem. To była dla niego sprawa życia i śmierci. To był podstawowy filtr, przez który przepuścił słowa Jezusa. Skoro mówi on, o władzach, urzędach i sądach, które będą sądzić i oskarżać, to dlaczego by nie poprosić, ba, wręcz rozkazać Jezusowi („powiedz mojemu bratu), żeby sam stał się sędzią w ich sporze o spadek.
I tak sobie pomyślałem z rana. Trzeba uważać na to, co mi się w pierwszym odruchu kojarzy, gdy słucham Słowa Bożego. Trzeba uważać na to, jak interpretuję czyjeś słowa, czytając np. post na Facebooku. Nieraz bywa tak, że ktoś przeczyta tylko pierwsze zdanie i pojawi się tam słowo „wyzwalacz”, który człowieka nakręca, już dalej nie czyta albo i czyta, tylko przypisuje autorowi to, czego on nie napisał. Dlaczego? Bo włączył mu się filtr, który ma potwierdzić jego pragnienia, obawy, wybór, słuszność itd. Jeśli człowiek nosi w sobie jakąś „sprawę”, która dominuje jego codzienność, jeśli ona staje się pewnego rodzaju obsesją i nie jest wobec niej wolny, to wszędzie będzie widział i słyszał nawiązanie do niej. Ale nie w takim sensie, by został uwolniony od tej obsesji, ale aby został w niej utwierdzony.
Co Jezus mówi do tego człowieka, do obu braci, do nas wszystkich?
Jako ludzie lubimy, paradoksalnie, połowiczne i szybkie rozwiązania, drogi na skróty, które w dłuższej perspektywie nic nie zmieniają. Są zgaszeniem pożaru na pewien czas, bez zbadania, dlaczego ten pożar wybucha i skąd bierze się ogień, który go zaczyna.
Jezus mówi, że nakazanie bratu, przypuszczam, że tutaj drugiemu bratu chodziło o autorytet Jezusa jako nauczyciela, aby podzielił się spadkiem, może i wydałoby natychmiastowy skutek, ale tak naprawdę byłoby wymuszone, powierzchowne. Przy najbliższej podobnej okazji konfliktowej związanej z dobrami materialnymi, z bratem czy z innymi osobami, doszłoby do tego samego sporu. Trzeba będzie znowu pójść do sądu. I tak w kółko.
Dlaczego tak się dzieje? Bo sądowe rozstrzygnięcie nie dotyka serca, nie zmienia przyczyny konfliktu, a tutaj jest nią chciwość obu braci.
Takie niebezpieczeństwo grozi nam do dzisiaj zarówno w społeczeństwie jak i w Kościele. Oczywiście, prawo, sądy są potrzebne w tym niedoskonałym świecie, właśnie dlatego, że np. ludzie chciwi uważają, że mają rację i tylko pod przymusem mogą podzielić się majątkiem. Niemniej prawo i sankcje z nim związane zasadniczo nieco utemperowują żądze ludzkie, czasem prawo ma jakiś walor wychowawczy. Ale prawdziwa przemiana człowieka zaczyna się w sercu. O tym Jezus mówi na różne sposoby w Ewangelii.
W Kościele takim połowicznym i pozornie skutecznym rozwiązaniem jest zrobienie z człowieka prawdziwego chrześcijanina siłą, strachem, manipulacją. Byleby wywołać pożądany efekt, np. aby ludzie chodzili do kościoła. Może to przez jakiś czas „działać”, ale nigdy nie będzie prawdziwego chrześcijanina bez zaangażowania z serca, to znaczy wtedy, gdy człowiek nie myśli już, czy będzie kara czy nagroda.
Czym tutaj jest chciwość? Jest ona drogą do podtrzymania w człowieku iluzji, że on sam w pewnym sensie jest bogiem. Sam jest źródłem i swojego życia, i wszelkiego dobra, z którego korzysta w życiu. Oczywiście, stoi za tym również fałszywa wyobrażenie Boga, który wszystko ma, niczego mu nie brakuje, a nawet oczekuje od ludzi darów.
Bogaty człowiek z przypowieści przeprowadza rozeznanie. Tak robimy i my, gdy stajemy przed sytuacją, która wyzwala w nas pytanie: „Co zrobić?” Bo nie wiemy od razu, jak postąpić. Wtedy uruchamia się w nas sumienie, namysł. I jak mówi Bóg w tej przypowieści (bodajże jedynej, w której odzywa się sam Bóg), wadliwe jest samo rozeznawanie. Nie w tym, że należy zburzyć stare spichlerze i zbudować nowe. Być może nie ma innej możliwości, aby przechować ziarno. Błąd tkwi w tym, co bogacz zamierza zrobić z ziarnem i jak w ogóle postrzega ten nadzwyczajny plon.
Bóg nazywa to głupotą. A na czym ona polega? Istotnie, można powiedzieć, że częścią problemu jest to, że bogacz ma „nieuformowane sumienie”. To znaczy, jego namysł bierze pod uwagę zbyt ubogie kryteria i jest zaślepione żądzą. Właściwe jedynym punktem odniesienia jest sam bogacz. Bóg mówi mu, że w nocy umrze (ciekawe, że jednak wciąż daje czas bogaczowi do zrewidowania jego decyzji, podobnie jak w przypowieści o nieuczciwym rządcy). Czyli innymi słowy, ten człowiek nie ma żywej świadomości, że i jego życie, i tak obfity plon jest darem Boga. Każdemu naszemu rozeznaniu ( a chodzi tutaj o to, co zrobić z dobrem, jak wybrać właściwe dla mnie dobro) powinna towarzyszyć wdzięczność.
Jako prezbiter codziennie sobie o tym przypominam w modlitwie ofiarowania podczas mszy świętej: „Błogosławiony jesteś Boże (…) bo dzięki Twojej hojności otrzymaliśmy chleb, który jest owocem ziemi i pracy rąk ludzkich” .Ta modlitwa jest niesamowita, bo przypomina, że wszystko jest darem Boga, chociaż ziemia rodzi plony, a człowiek wkłada swoją pracę i wysiłek w uprawę pola. Tak jest z wszystkim. Konieczna jest „praca” ziemi i wysiłek człowieka, ale także te możliwości są darem Boga.
A drugie kryterium chrześcijańskiego rozeznawania (sumienia) polega na uwzględnianiu innych ludzi w naszym rozeznania. Wiele wskazuje na to, że bogacz był sam ze swoim bogactwem. Nie miał nikogo bliskiego, któremu mógłby przekazać nowe spichlerze i zgromadzone zboże. Ani rodziny, ani przyjaciół. A może i miał, ale właśnie chciwość dzieli ludzi, oddala ich od siebie. I to jest drugie pytanie, które powinniśmy sobie stawiać: „Jak moja decyzja, czy rozwiązanie, które chcę podjąć, wpłynie na moje relacje z drugimi, jak włączam ich w moje rozeznawanie?”
Ostatecznie Jezus mówi, że na świecie jesteśmy tylko dysponentami różnych dóbr (nie tylko materialnych) i w oczach Boga bogaty jest ten, kto te dobra rozdaje – zupełnie przeciwnie do chciwości, która gromadzi. Jeśli z Bożej łaski mamy więcej dóbr materialnych, to powinniśmy się z nimi dzielić z tymi, którzy ich nie mają. Ale to samo dotyczy innych dóbr, niekoniecznie materialnych. Nawet słuchanie drugiego człowieka jest wielkim dobrem. Dzielę się swoją uwagą, czasem z tym, który chce mi coś ważnego powiedzieć. Człowiek ubogi w oczach Bożych żyje sam dla siebie, jakby inni nie istnieli: Bóg, inni ludzie, całe stworzenie, w tym rośliny i zwierzęta.