W Niedzielę Męki Pańskiej kontemplujemy cierpienie i śmierć Jezusa (Mt 26, 14 – 27, 66). Stawiamy sobie również pytania o sens cierpienia i krzyża w życiu Jezusa, świata i naszym.

Jaki sens ma krzyż w moim życiu? Św. Paweł pisze, że jest głupstwem dla pogan, zgorszeniem dla Żydów a dla chrześcijan znakiem zbawienia (por. 1 Kor 1, 23n). Jaki sens ma krzyż w moim życiu osobistym? Czy jest głupstwem, zgorszeniem, czy znakiem i miejscem zbawienia?

Jak ja podejmuję krzyż w życiu codziennym? Mój krzyż, to mówiąc najogólniej, cały trud życia związany z cierpieniem i bólem. Mój krzyż to moje cierpienie wewnętrzne, duchowe, psychiczne i fizyczne, wszystkie moje biedy i sytuacje graniczne: choroba, samotność, starość, niezrozumienie, niewdzięczność, upokorzenie, opuszczenie, śmierć…

Nikt z nas nie uniknie krzyża. Jeśli ucieknie przed jednym to wpadnie w drugi. Etapu krzyża nie można przeskoczyć. Do chwały idzie się przez mękę. Uczestniczymy w chwale Jezusa, naśladując Go w niesieniu krzyża.

Nasze życie jest „drogą krzyżową”. Jak podejmuję krzyż: buntuję się, walczę, uciekam czy akceptuję?

Czy doświadczam, że wraz z krzyżem Jezusa towarzyszy mi Jego łaska? Jezus mówi do św. Pawła (i do nas, swoich uczniów): Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali (2 Kor 12, 9). Gdy Pan Bóg „dopuszcza” krzyż, daje również moc, by go nieść. Nikogo nie przerasta jego krzyż, gdy niesie go z Jezusem. Każdy ma taki krzyż, jaki potrafi unieść.

Bruno Ferrero opowiada historię człowieka, który sądził, że jego krzyż jest cięższy i trudniejszy od krzyży innych ludzi. Człowiek ten żalił się Bogu na modlitwie i pytał, dlaczego musi cierpieć, dlaczego jego życie naznaczone jest takim trudem i krzyżem. Bóg w odpowiedzi zesłał mu sen. Zobaczył życie ludzkie w obrazie niekończącej się procesji. Każdy człowiek szedł, dźwigając na swych ramionach wielki krzyż. Posuwał się do przodu krok po kroku, mozolnie i nieubłaganie. Również on dźwigał krzyż, ale wydawało mu się, że jego krzyż jest dłuższy, niż pozostałe. Po zastanowieniu skrócił go o połowę. Teraz bez większych trudności posuwał się naprzód. Wielu wyprzedził w drodze. Gdy dotarł do miejsca swojej pielgrzymki, zobaczył szeroki wąwóz. Był to szeroki otwór w ziemi, za którym rozpoczynała się kraina wiecznej radości. Wszyscy, którzy docierali do tego miejsca, zdejmowali z ramion swój długi krzyż i przechodzili po nim na drugą stronę. Każdy krzyż miał idealny rozmiar, by przejść do wieczności. Przeszli wszyscy. Został tylko on sam. Jego krzyż był za krótki.

Czy patrzę na mój krzyż w kluczu krzyża Jezusa? Czy przeczuwam, że mój krzyż ma sens wobec krzyża i zmartwychwstania Jezusa? Czy krzyż uczy mnie ufności, cierpliwości i posłuszeństwa Bogu Ojcu? Czy mam świadomość, że mój krzyż wysługuje zbawienie mi i moim siostrom i braciom.

W krzyżu jesteśmy solidarni, podobnie, jak w grzechu. Nie ma „grzechu prywatnego”. Każdy grzech niesie konsekwencje społeczne. Podobnie krzyż. W oczach Bożych ma wymiar społeczny; zbawia innych. Na końcu ziemskiego życia, po śmierci, możemy być zaskoczeni i zdziwieni, w jaki sposób „nasz osobisty krzyż” wysłużył zbawienie innym i jak my zostaliśmy zbawieni przez krzyż naszych bliźnich.

W krzyżu jesteśmy solidarni. Jest paradoksem, że krzyż otwiera na innych. Tylko chyląc się pod ciężarem krzyża, podnosimy się i otwieramy na innych. Z cierpienia, z ran rodzi się współczucie, rodzi się miłość. Dlatego śpiewamy w jednej z pieśni wielkopostnych: W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, w krzyżu miłości nauka.

fot. Pixabay