Herod był tak bardzo zbulwersowany przybyciem trzech wędrowców do jego pałacu królewskiego z pytaniem o „nowonarodzonego monarchę” , że o mało nie dostał zawału serca. Nowy król się narodził, a jemu nikt o tym nic nie powiedział ! Nikt mu o tym nie doniósł ! To niesłychane, on nic na ten temat nie wie ! Gdzie jest jego wierny dwór ? Gdzie jego słynna policja? Dla Heroda było to bardziej traumatyczne przeżycie aniżeli gdyby chodziło o wiadomość wybuchu otwartego buntu wśród ludności , czy spisku w jego armii.
Przecież to jasny sygnał dekomponowania się jego władzy i wyraźne zaproszenie aby mu ją odebrać, bo brakuje należycie prowadzonej inwigilacji i kontroli. Muszą się zatem teraz posypać głowy nieodpowiedzialnych urzędników. Wszyscy pracujący w pałacu zrozumieli to dobrze i każdy z nich jakoś już zaczął umierać, czekając na kogo spadnie pierwszy cios.
Tym razem jednak stało się coś dziwnego. Herod się opanował, nawet uśmiechał, a potem się śmiał nawet głośno, na całe gardło i wcale nie spieszył się z egzekucjami. Niektórych jednak z tego powodu obleciał jeszcze większy strach, bo znali dobrze jego chytrą naturę i wiedzieli, że z nagła może ich zaskoczyć jakimś niespodziewanym spazmem złości. Na szczęście, król bawił się cały czas nad wyraz dobrze. Tego wieczoru, był szczególnie zadowolony ze swoich gości. Szczególnie podobał się mu ich wielki zapał do tego aby „nowonarodzonego monarchę” szukać, do czego Herod ich zachęcał ze swej strony, obiecując im wszelką pomoc, jakiej tylko będą sobie życzyli, bo on też chciałby go odwiedzić w miejscu jego przebywania i oddać mu należne honory.
Nikt się oczywiście nie zorientował, że Herod już był w roli nakręcania policyjnej intrygi i już pierwsze kroki uczynił, aby sporządzić i przejść do egzekucji swojego wiekopomnego planu, znanego dobrze z Ewangelii. Szczwany lis, jakim był Herod, w mig się zorientował, że nie trzeba komplikować niczego, bo plan sam się ułożył. Śmiał się w kułak, kiedy zauważył , że przybyli do niego „trzej królowie” w istocie byli bardzo prostodusznymi osobnikami, mającymi myśli zupełnie zadymione świętymi dymami ich modlitewnych kadzideł i że się zupełnie nie orientowali, iż sieci na nich już są zastawione, a radość nie opuszcza Heroda również z tej przyczyny, że intryga którą właśnie uruchamia, pozwoli mu osobiście podejrzeć jak zachowują się jego służby, na ile rozumieją jego polecenia i czy są w ich spełnianiu dokładni. Nade wszystko jednak chciał się dowiedzieć, bez organizowania żadnych formalnych poszukiwań, gdzie ukrywa się jego niewidoczny rywal, który się dopiero co miał się narodzić. Chciał się zorientować kto go ochrania, czy „trzej królowie” nie wejdą z nim w jakieś układy i czym jest owa tajemnicza gwiazda, o której z takim entuzjazmem mu opowiadali.
Najlepiej zatem było puścić ich wolno, życząc im dobrej drogi i miłego ponownego spotkania w jego pałacu, po powrocie, referując mu efekty ich podróży. W tym celu już wydał nawet już rozkaz swemu pałacowemu dowódcy wojskowemu i policji, żeby byli dla jego cudzoziemskich gości szczególnie serdeczni, trzymając się ich z daleka, nie nawiązując żadnych bliższych znajomości, nie zadając im żadnych pytań i nie składając żadnych sprawozdań królowi. „Trzej królowie” w związku z tym będą mieli możliwość swobodnego poruszania się po cały kraju, całkowicie według ich upodobania ( tego jak gwiazda będzie ich prowadzić), bo Herodowi chodziło teraz najbardziej o to aby ich nie spłoszyć i nie spowodować jakimś nawet bezwiednym gestem ucieczki „nowonarodzonego monarchy”.
W ten sposób sieci zostały zatem zastawione i trzeba było teraz tylko poczekać, aż wejdą w nie rybki, a ich wcale do tego nie trzeba było zachęcać. Zupełnie bezwiednie, nie wiedząc o tym wcale – stali się jego osobistymi agentami. Bardzo spiesznie opuścili rankiem pałac, bo znów ukazała się im gwiazda i nie chcieli jej z oczu stracić. Szef policji i jego służba, zgodnie ze wskazaniami króla trzymali się od nich z daleka, robiąc wrażenie, że ich odejście nie robi na nich żadnego wrażenia.
Upłynęło trochę czasu i król zdecydował się krótko porozmawiać na temat pielgrzymki „trzech króli” po kraju, żeby się zorientować jak im się na niej wiedzie i czy ich powrót jest bliski, gdy to niespodziewanie naczelnik policji uprzedził królewskie wezwanie. Przyszedł aby otrzymać wskazówki, jak się zachować w stosunku do kończących właśnie pielgrzymkę po ich kraju „trzech króli”. Widać osiągnęli już cel ich podróży, są widocznie zadowoleni i właśnie uwinęli się z przekroczeniem granic, dziękując serdecznie królowi za gościnę i życząc mu w przyszłości miłych spotkań, przy następnej okazji, jeżeli się taka nadarzy. Król na tę wieść skamieniał, chociaż przecież to on sam zdecydował, aby ich niczym nie niepokoić i całkowitą swobodę im pozostawić. Policja wykonała co do joty jego rozkazy, chociaż niezupełnie zgodnie z tym jakie były jego rzeczywiste plany. Spełniła się jednak zła przepowiednia o sypania się głów urzędników pałacowych, chociaż nikt nie wiedział jak jest tego prawdziwa przyczyna.
Zauważono tylko, że szczególnie drażliwym punktem dla Heroda był krótki detal o Betlejem, o który się najwięcej wypytywał, oraz o tajemnicze spędzenie nocy, po opuszczeniu tego miasteczka, w samotnej szopie pasterskiej, tuż koło pustynnej drogi. Mieli stamtąd dość spiesznie się udać, samotni, nikt im nie towarzyszył, nie oglądając się za siebie i nie prosząc żadnej pomocy ani wskazówek, obrali drogę inna od tej którą przybyli, nie przez Jerozolimę, ale skierowali się do innego przejścia.
Królewscy wysłannicy nie wiedzieli i nie mogli z tego względu powiadomić króla, że z jego sieci, którą tak sprytnie zarzucił jeszcze w swoim pałacu na wybierających się w drogę „trzech króli” nie tylko oni się wymknęli, ale w środku nocy wyszedł z niej bez żadnego pośpiechu, po cichu, młody mężczyzna z jego żoną siedzącą na grzbiecie osła, trzymającą na ręku zawiniątko z maleńkim niemowlęciem, tuląc je do serca, kierujących się starym szlakiem uciekinierów politycznych droga prowadzącą do Egiptu.
Ilustracja: Jan Chrzciciel upominający Heroda, John Rogers Herbert (1810–1890), National Trust, Penrhyn Castle (photo: National Trust Images).