fot. rent-a-moose/ Foter.com/ (CC BY-NC-SA)

fot. rent-a-moose/ Foter.com/ (CC BY-NC-SA)

W towarzystwie mojego 6 letniego krewniaka obejrzałem film animowany o sympatycznym lecz nieszczęśliwym reniferku. Reniferek był nieszczęśliwy, bo nie wiedział, gdzie jest jego tatuś. Po wielu przygodach i perturbacjach jednak go odnalazł. I tu, Drogi Czytelniku, zaczyna się jazda!

Bo tatuś renifer nie tylko nie wiedział, że ma synka, to jeszcze ta wiadomość mało go wzruszyła. Był to renifer w typie Piotrusia Pana, czyli wiecznego chłopczyka. Wytłumaczył swojemu synkowi, że lubi sobie bujać po świecie i takim chce pozostać. I że właściwie to jest normalne i niczego więcej mały reniferek od latającego tatusia renifera oczekiwać nie może

Tak naprawdę tatusiów już nie ma. Lajf is brutal. Niezbyt zresztą mogłem się skupić na filozoficznej wymowie końcówki tego filmu, ponieważ siedzący obok mnie mały krewniak, był w bardzo podobnej sytuacji. Tłukło mi się po głowie, co jego małe serduszko w tym momencie czuje i jakie wnioski wyciągnie ono na przyszłość.

Niedługo potem spotkałem moją znajomą, która opowiedziała mi historyjkę, która wydarzyła się w klasie jej 12-letniej córki. Otóż rodzice jednego z chłopców rozwiedli się, a na otarcie łez zafundowali mu… psychoterapię. Mądra Pani zapytała go, co mówią dzieci w klasie? On odpowiedział, że współczują mu. Na to Mądra Pani i rodzice zaczęli go przekonywać, że przecież nie ma powodu do smutku, bo teraz to on będzie miał więcej mamuś i tatusiów i w ogóle to przecież rodzice podjęli tę ciężką dla nich decyzję tylko i wyłącznie dla jego dobra.

O czym innym mówi naszym milusińskim film Merida. Jest to historia księżniczki, którą chciano wydać za jednego z książąt, których nie widziała na oczy. Zresztą ci książęta byli głupolami i fajtłapami, jak i wszyscy mężczyźni w tym filmie. Jedyne, co umieli robić, to bić się po mordzie (dosłownie, bo akcja dzieje się w przeszłości). Wyjątkami nie byli ani ojciec Meridy, ani jej młodsi bracia, choć, trzeba przyznać, że przynajmniej oni byli sympatyczni. Oprócz księżniczki, jedyną normalną osobą w tym kraju, była królowa matka. Niestety jest ona intelektualną ofiarą męskiego szowinizmu i uznaje, że płeć to coś określonego i niosącego jasne konsekwencje dla życia człowieka. Za swoje poglądy ukarana zostaje tym, że zamienia się w niedźwiedzia.

Nie to, co Merida – ta wyraźnie jest prekursorką filozofii gender. Galopuje na koniu i strzela z łuku. Jest w tym pewna nielogiczność, bo akurat to są zajęcia typowo męsko-szowinistyczne i nasza biedna bohaterka wydaje się zwalczać to, czego sama pragnie. No, ale nie wymagajmy Czytelniku zbyt dużo od filmu animowanego dla dzieci. Oczywiście film kończy się szczęśliwie – królowa przestaje być niedźwiedzicą. O nie, żadnego księcia ani ślubu nie ma. Za to od teraz królowa wyzwolona ze sztucznego podziału na role męsko-damskie cwałuje za swoją gender-córeczką. Po co cwałuje i dokąd? Tego film nie wyjaśnia, ale jakie to ma znaczenie.

A teraz zakład. Co będzie treścią filmu Merida II? Czy bohaterka dokona coming outu, znajdzie kobietę swojego serca, a pewien dobry czarownik wyprodukuje im córeczki bliźniaczki w swoim laboratorium.

Krótko po tym, jak obejrzałem ten film, inna moja znajoma opowiedziała mi jak, odbierając swoją córkę ze szkoły, zobaczyła na korytarzu bardzo podenerwowaną 10-letnią uczennicę, która podskakiwała i krzyczała: Chce mi się seksu! Chce mi się seksu! Czyżby rzeczywiście już w tym wieku? Kto tu zwariował? Może ja? Nie, po prostu jeszcze nie obejrzałem tego filmu, który ona już widziała…

Drogich rodziców proszę, aby zwrócili uwagę na to, jakie filmy puszczają swoim pociechom na dobranoc. I jeśli już własne dzieci krzywdzą, to niech im nie wmawiają, że robią to dla ich dobra, tylko niech po prostu dadzą dzieciom pocierpieć, popłakać z nadzieją, że gdzieś tam za górami, za lasami jest bajeczny świat, gdzie wszystko jest tak jak w bajce.

br. Damian Wojciechowski SJ (za DEON.pl)