A po tym ogniu – szmer łagodnego powiewu. 1 Krl 19, 9a. 11-16

Eliasz jest w depresji. Powalił jak jednego 450 proroków bożka Baala, ale przestraszył się królowej Izebel, która obiecała, że zrobi mu to samo, co on prorokom. No więc chciał umrzeć. W sumie to ciekawe, że człowiek po takim sukcesie zniechęca się i ma wszystkiego dosyć. Przypomina to odrobinę formy przeżywania kryzysu wieku średniego, kiedy to człowiek ogląda się za siebie i czy osiągnął jakieś sukcesy w życiu czy nie – zaczyna mu to nie smakować, poddaje to krytyce i przychodzi zniechęcenie. Jest ono związane z tym, że ów kryzys ma z niego uczynić innego człowieka – mniej wpatrzonego w siebie i swoje sukcesy, a bardziej w świat wokół. Mniej zdobywającego świat, a bardziej przyjmującego, łagodnego, cierpliwego. To trudne.

Pan nie zostawia Eliasza, lecz najpierw karmi go w jego depresji, a potem siłą tego pożywienia Eliasz idzie do Bożej góry Horeb. Pomimo kryzysu zbliża się do Boga, chce się z Nim spotkać. Może nawet nie wie, po co, nie widzi sensu – lecz chce. Bo jakikolwiek kryzys to miejsce spotkania. Najpierw z samym sobą. Tak właśnie odczytuję jego wejście do jaskini. Schodzi symbolicznie w głębiny siebie, swojej ciemności, smutku i tego, czego nie ogarnia, a do czego może trudno mu się przyznać. W grocie również znajduje nocleg. Sen, który może być ucieczką od rzeczywistości, ale jest także czasem pokrzepienia i wzmocnienia sił przed czekającymi zadaniami.

Pan mu na to wszystko pozwala, a potem go wzywa, by stanął w Jego obecności. Przetaczają się przed Eliaszem różne kataklizmy. Trudno mi sobie wyobrazić, jak mógł się czuć. Z drugiej strony mogą one pokazywać jego wewnętrzne przeżycia – bardziej, niż zjawiska przyrodnicze. Doświadcza obecności Boga w szmerze łagodnego powiewu. To trochę jak na morzu. Na powierzchni szaleje sztorm, wysoka fala, silny wiatr, a w głębi – łagodność.

Stanięcie przed Panem prowadzi ostatecznie do łagodności serca. Do odkrywania, że nie potrzeba stosować przemocy – ani wobec siebie, ani wobec innych. Bóg wyposażył mnie w emocje, również te silnie przeżywane i są one bardzo potrzebne. Nie po to jednak, by niszczyć. Ich cel to ochrona dobra i coraz większy rozwój w relacji, czyli miłości. Stanięcie wobec Pana prowadzi do misji. Bóg każe Eliaszowi wracać swoją droga (po tym niełatwym dla niego doświadczeniu), do swoich zajęć i wskazuje mu, co ma uczynić. Ma być nadal tym, kim jest – prorokiem.

Jezu cichy i łagodnego, pokornego serca – uczyń serce moje na wzór Twojego…