Dziś ważny dzień w naszej jezuickiej prowincji Polski południowej – ogłoszenie dyspozycji (czyli co każdy jezuita będzie robił przez najbliższy rok).
Do tego mieliśmy dziś spotkanie takiej ekipy, w której co jakiś czas zastanawiamy się trochę nad naszą obecnością w mediach.
W końcu – czytaliśmy dziś w Kościele fragment z Dziejów Apostolskich, w którym Paweł mówi, że ważniejsze niż życie, jest dla niego dokończenie „biegu i posługiwania” otrzymanych od Pana Jezusa.
Ta refleksja to taka wypadkowa głównie tych trzech elementów oraz paru ważnych rozmów z ostatnich dni.

Otóż: kurde – bycie jezuitą to jest serio niesamowita łaska.

Już pomijam kwestię duchowości ignacjańsko-jezuickiej, która totalnie przekręciła mi myślenie o Panu Bogu i świecie i tak naprawdę otworzyła mi oczy i serducho.

Chciałem powiedzieć o tym, że dobrze mieć tylu braci (jak to z resztą Ewangelia obiecuje…). Tak totalnie innych i tak bardzo podobnych. Którzy mają zupełnie inne problemy niż ja, ale którzy rozumieją na czym polegają te moje. I są w stanie posłuchać, czasem coś podpowiedzieć, a czasem… wyszydzić. Sprowadzić na ziemię i pozwolić nabrać dystansu.

Nie jesteśmy jakąś super-duchową wspólnotą. Każdy z nas jest pochłonięty na co dzień „swoimi” projektami. Ale dla każdego jasne jest, KTO jest odpowiedzialny za momenty, w których współpracujemy w jakichś wspólnych akcjach, albo kiedy nie mając w tym po ludzku żadnego interesu angażujemy się w projekty, pod którymi podpisany jest tylko jeden z nas (lub nawet żaden).

Już patrząc na samo nasze najmłodsze pokolenie, strasznie się ciesze, kiedy widzę, jak wielu z nas wkłada serce w Modlitwa w drodze. Z wieeelką radością i przyjemnością podejmuję każdą wspólną około-filmową akcję z Artur Arczi Pruś. Chociaż częściej się nie zgadzamy, niż zgadzamy, to mało co mnie tak ubogaca jak polemiki z Michał. Cieszę się z tego, jak się rozwija „Brat Jutuber” (pewnie gdyby był franciszkaninem, przybrałby takie imię po ślubach;)) Michał. Gdyby nie moi scrum-masterzyPiotr&Michał i wielu innych, dzięki którym mogłem w kluczowych momentach skupić się na konkretnym celu, pewnie żaden z „moich” muzycznych projektów by nie doszedł do skutku.

Serio – po prostu fajne to.