Ostatnio zainteresowałem się trochę minimalizmem, slow life i generalnie całym tym modnym ostatnio stylem życia.

Trzy główne myśli w związku z tym:

1. To jest naprawdę fajne i pomocne. A poza tym bardzo podobne do naszej duchowości ignacjańskiej: otwarty umysł, dostrzeganie każdego dobra i cieszenie się nim, smakowanie etc.

2. Ciekawe jak to działa w sytuacjach granicznych (kontakt z cierpieniem, śmiercią, totalną niesprawiedliwością), kiedy ktoś nie traktuje tego narzędziowo, ale jako centralną ideę (ideologię?) swojego życia.

3. Na ile łapię całą tę ideę, to chyba jednak tylko chrześcijaństwo daje nadzieję w każdym położeniu. Bo wierzymy, że nawet cierpienie jednoczy nas z Chrystusem ukrzyżowanym, ale i zmartwychwstałym.