Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój… Mk 6, 17-29
Głowa i uczucia. Dla jednych przyjaciele, dla innych odwieczni wrogowie. Nie zawsze udaje się utrzymać między nimi pokój. Psychologicznie pokój oznacza, że uczucia i rozum zdążają w tym samym kierunku. Niepokój zaś, kiedy każde z nich idzie w swoją stronę. Działa to w ten sposób, że jakaś myśl wydaje się logiczna i rozum nie ma się do czego przyczepić, ale wywołuje przeciwną reakcję w emocjach, jakby pochodziły z różnego źródła. Może przyjść do głowy logiczna skądinąd myśl, że np. modląc się mniej również można się zbawić, a w uczuciach pojawi się niepokój.
Herod chętnie słuchał Jana Chrzciciela, ale odczuwał niepokój. Nie był więc człowiekiem spójnym. Jan mówił rzeczy zgodne z prawdą i rozum ją chłonął, jednak ponieważ życie było zabałaganione, to reakcją uczuciową był niepokój. Bo coś by musiał z tym życiem zrobić.
No i zrobił. Stracił głowę. Stracił głowę dla córki Herodiady, która zatańczyła na jego urodzinach. Stracić głowę oznacza sytuację, w której górę biorą emocje, a rozum i związane z nim sumienie zostają wyłączone, stłumione albo zakrzyczane. Życie bez emocji jest zimne jak pokrywa lodowa na Arktyce, życie samymi tylko emocjami to niszcząca wszystko lawa wylewająca się z obudzonego wulkanu. Jedno i drugie jest niebezpieczne, niedostępne. Herod stracił głowę, wylały się uczucia i pokryły cały rozum – jak lawa.
Gdyby konsekwencje utraty głowy dotknęły tylko jego samego – pół biedy. Ale kiedy głowę traci Herod, traci ją i Jan Chrzciciel, głos Wołającego na pustyni, głos jego sumienia, głos rozsądku. I ten bieg wyścigowy z głową Jana – od kata do Heroda, od Heroda do dziewczęcia, od dziewczęcia do jej matki, Herodiady. Przysięga oparta na głowie, którą Herod wcześniej stracił…
Panie, udzielaj pokoju naszym sercom i głowom.