Jezus powiedział: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; najemnik ucieka, dlatego że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej zagrody. I te muszę przyprowadzić, i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz. Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja sam z siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca”.
(J 10, 11-18)

„Nie ufam nikomu, kocham tylko tych co na to zasłużyli” – nawinął kiedyś Fokus w „Chwilach ulotnych” ze słynnej „Kinematografii”.

Czy ktoś kiedyś zasłużył na miłość? Można zasłużyć na podziw, uznanie, sympatię, czy zaufanie, ale nie na miłość. Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że miłość zawsze jest nieodwzajemniona, bo nawet jeśli z całą pewnością stwierdzimy, że między jakimiś ludźmi jest miłość, to nie jest ona symetryczną relacją, ale spotkaniem dwóch wolnych, bezinteresownych miłości.

Ostatecznym dowodem miłości jest oddanie życia za Drugiego – bo wtedy daje się absolutnie całego siebie bez liczenia na otrzymanie czegoś wzamian.

Taka jest miłość „Dobrego Pasterza oddającego życia za swoje owce”, co udowodnił umierając za nas na krzyżu.

Taka jest miłość, do której każdy (sic!) jest powołany. Nie musi to być od razu pójście na śmierć. Czasami cudną ekspozycją radykalnej, bezinteresownej miłości do bliźniego może być decyzja, że zamiast przewalać oczami i hejtować, kiedy coś nie idzie w zespole/wspólnocie/etc., uśmiechnąć się z życzliwością i dać z siebie wszystko, żeby było choć trochę lepiej.