I Niedziela Adwentu – Czuwajcie
Jezus powiedział do swoich uczniów: Jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. A to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o której porze nocy złodziej ma przyjść, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo w chwili, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie. (Mt 24,37-44)
„Czuwajcie”. I znowu ktoś· wzywa mnie do czegoś. Panie Boże, po co? Przecież wiesz, że czuję się zniechęcony, osłabiony, przybity. Czym? Swoją słabością, swoimi zdradami, życiem na pół gwizdka, życiem, aby przeżyć i nic więcej. Po co się starać i wysilać? Po co czuwać? Przecież wiesz, że i tak nic dobrego z tego nie będzie. Już tyle razy próbowałem, a w moim sercu jest dalej pustka, noc, ciemność i strapienie. Czemu Jezu chcesz, abym czuwał? Czemu kierujesz do mnie wezwanie? Czyżbyś wiedział, że mogę? Że potrafię żyć naprawdę? A więc Ty nie straciłeś wiary we mnie! Ja być może tak, ale Ty nie. Ty nadal wierzysz, że mogę żyć na miarę swoich najgłębszych pragnień. Wierzysz, że mogę odnowić przyjaźń z Tobą. Wierzysz, że nie ma takiego upadku i takiego dna, z którego nie mógłbyś mnie dźwignąć, podnieść i tchnąć we mnie nowe życie. I mówisz, abym czuwał.
O co Ci chodzi? Czy o to, żebym inaczej spojrzał na swoją ciemność, na swoje destruktywne poczucie winy? Czy chcesz, abym pośród nocy zobaczył światło? Wiesz, ostatnio przeczytałem takie perskie powiedzenie: Gdy jest dostatecznie ciemno, wówczas widać gwiazdy. Rzeczywiście, serce zabiło we mnie mocniej, ale pomyślałem, że choć jest piękne, to wcale nie musi być prawdziwe w odniesieniu do mnie. A dziś mówisz, że w chwili, w której najmniej się spodziewam Ty przyjdziesz. Czy to dziś? Jesteś szalony, żeby dziś pośród mojej rozpaczy i upadku przychodzić do mnie i mówić mi, że jeśli chcę mogę naprawdę żyć na miarę swych marzeń, pragnień i pasji! Mogłeś wybrać na to lepszą chwilę, nie teraz, gdy straciłem wiarę w siebie. Zobacz, moja głowa mówi mi, żeby sobie darować, że nie ma sensu się znów rozczarowywać sobą. Tak, ale serce mówi co innego: „Powstań,· spróbuj, otwórz oczy i zobacz, że Bóg z ciebie nie zrezygnował!”
II Niedziela Adwentu – Wyznać swoje grzechy
W owym czasie wystąpił Jan Chrzciciel i głosił na Pustyni Judzkiej te słowa: Nawróćcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie . Do niego to odnosi się słowo proroka Izajasza, gdy mówi: Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, dla Niego prostujcie ścieżki. Sam zaś Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a jego pokarmem była szarańcza i miód leśny. Wówczas ciągnęły do niego Jerozolima oraz cała Judea i cała okolica nad Jordanem. Przyjmowano od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając przy tym swe grzechy. A gdy widział, że przychodzi do chrztu wielu spośród faryzeuszów i saduceuszów, mówił im: Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem? Wydajcie więc godny owoc nawrócenia, a nie myślcie, że możecie sobie mówić: Abrahama mamy za ojca, bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi. Już siekiera do korzenia drzew jest przyłożona. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym (Mt 3,1-12).
Słowo nawrócenie pochodzi od greckiego słowa „metanoia”. Składa się ono z dwóch słów: „meta” – przekraczać, coś wyższego, coś ponad oraz „noia” czyli wiedza. Nawrócenie jest więc przekroczeniem ludzkiego sposobu rozumowania. Jezus upomina Piotra: zejdź mi z oczu szatanie, bo nie myślisz o tym, co Boskie, ale o tym, co ludzkie. Okazuje się, że na drodze wiary możemy iść za Bogiem po ludzku. Możemy chodzić do kościoła, wykonywać znak krzyża na głowie, ramionach i sercu, możemy dużo wiedzieć o Jezusie i chrześcijaństwie, ale nasza mentalność może całkowicie różnić się od mentalności Jezusa. Czyż nie tak właśnie jest w najdelikatniejszej kwestii jaką jest nasza grzeszność. Jakże często lubimy żartować i wyrażać się o sobie źle, ale w taki sposób, że nikt nie traktuje tego serio. Zwykliśmy mówić o sobie: ja się na tym nie znam, jestem tylko zwykłym szaraczkiem, ja tu tylko sprzątam itd. Istnieje mnóstwo określeń, którymi żartobliwie podchodzimy do swej małości. Ale komu z nas przyszło kiedyś zażartować w obecności innych: jestem tylko małym grzesznikiem. O, to już by było za wiele! Temat grzechu to tabu, którego nie wolno poruszać. Chyba że w żartach. Taki jest właśnie sposób ludzkiego radzenia, albo raczej nie radzenia sobie z tematem grzechu. A grzech jest naszą rzeczywistością. Cóż za paradoks uciekać wciąż od czegoś co i tak jest naszym udziałem!
W tym kontekście nawrócenie jest wyzwoleniem, które przynosi Jezus.·Wyzwoleniem od ludzkiego sposobu radzenia sobie z grzechem. A jest nim albo zaprzeczanie mu, albo znajdowanie różnych przyjemności, które przynoszą pociechę rozpaczy, która nas pożera, gdy uświadamiamy sobie to, co uczyniliśmy. Nawrócenie jest wyzwoleniem od skutków grzechu. Możemy przed Bogiem wyznać swoje grzechy. Jest to niejako nasze credo, nasze wyznanie wiary: „Jezu wierzę, że jesteś większy od zła, które czynię i od jego skutków! Wierzę, że jesteś jedynym lekarstwem na moje grzechy!”. Nawrócenie, czyli zmiana myślenia zaczyna się od powierzenia swoich grzechów Jezusowi, Jedynemu Sprawiedliwemu i Miłosiernemu. Pozwólmy oddać Bogu, to, co On chce od nas zabrać, a co niszczy nas, nasze serca, myśli, naszą wrażliwość, nasze człowieczeństwo. I uwierzmy, że to całe zło może spłonąć w ogniu Jego miłości.
III Niedziela Adwentu – Czy Ty jesteś Tym?
Gdy Jan usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów z zapytaniem: Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać? Jezus im odpowiedział: Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi. Gdy oni odchodzili, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: Coście wyszli oglądać na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? Ale coście wyszli zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? Oto w domach królewskich są ci, którzy miękkie szaty noszą. Po coście więc wyszli? Proroka zobaczyć? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. On jest tym, o którym napisano: Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby Ci przygotował drogę. Zaprawdę, powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on (Mt 11,2-11).
Być może łatwo czyta się nam Ewangelię z dzisiejszej Trzeciej Niedzieli Adwentu. Jesteśmy przecież mniej lub bardziej bezpieczni. Skoro czytasz te słowa, to znaczy, że masz dostęp do Internetu i należysz do uprzywilejowanych 30% ludzkości, która ma dostęp do sieci. Masz prąd, jedzenie, ludzi, z którymi możesz porozmawiać. Wiesz, że istnieje Bóg, który Cię kocha, który w osobie Jezusa Chrystusa przyszedł na świat jako Mesjasz, Syn Boży. Wiesz, że On umarł za Ciebie. Jesteś ochrzczony. Wiesz, że Twoje życie ma sens, bo Bóg zapragnął, abyś istniał, abyś żył, rozwijał się, wzrastał i realizował swoje marzenia i plany. To wszystko pomaga spokojnie odczytać dzisiejszą Ewangelię i… być może przeszkadza wczuć się w to, co przeżywał Jan Chrzciciel. On znajdował się w więzieniu, nie wiedząc, co go spotka następnego dnia. To nie było więzienie z komfortem, z telewizją. Nie był pewien kim jest Jezus. Pyta o to. Próbuje dowiedzieć się, czy Jezus jest tym, którego on zapowiada. Bo jeśli faktycznie Jezus jest Mesjaszem, to czemu on – Jan Chrzciciel cierpi w więzieniu, w nędzy i w odosobnieniu? Jeśli Jezus jest Mesjaszem, czemu go nie uwolni?
Nie bójmy się postawić sobie pytań, które stawiał sobie Jan Chrzciciel: „Jezu, jeśli jesteś prawdziwie Mesjaszem i Zbawicielem, moim Zbawicielem, to czemu spotykają mnie przykrości, cierpienie z powodu innych ludzi? Czemu pozwalasz, abym trwał w więzieniu swego grzechu nie umiejąc się z niego uwolnić, wyzwolić od swoich nałogów i uzależnień? Czemu inni odzyskują wzrok, ale nie ja? Czemu inni odzyskują zdrowie, ale nie ja? Czemu inni odzyskują słuch, ale nie ja?”.
Na te pytania, których często nie ośmielam Ci się nawet zadać, choć są we mnie, gdzieś głęboko, Ty odpowiadasz: „Błogosławiony ten, kto we mnie nie zwątpi”. Panie, trudno iść za Tobą, bo chcesz, abym w Ciebie nie zwątpił, abym w Ciebie wierzył, choć czasem pozwalasz na to, że nie spotka mnie takie dobro jak innych. A czasem wręcz zło. Ty chcesz mnie obdarzyć większym dobrem: wiarą w Ciebie, nawet wtedy, gdy moja sytuacja życiowa przypomina sytuację Jana w więzieniu: w zimnie, w opuszczeniu, w niewiadomej, w zagrożeniu mego życia… Nie możesz mi zagwarantować ubezpieczenia na życie, gwarancji, że nic mi się nie stanie. Gwarantujesz tylko jedno: że zawsze będę mógł z Tobą być, rozmawiać, zwracać się do Ciebie, czasem odczuwać Twoją obecność, a czasem w nią tylko wierzyć.
Panie, jeśli chcesz, ugruntuj we mnie tę wiarę i pomóż mi pójść za Tobą, zaufać Ci do końca, choć być może już teraz płacę za to wysoką cenę. Proszę zaradź memu niedowiarstwu i wątpliwościom, które często pogłębia się im bardziej brakuje mi rzeczy, które inni mają w nadmiarze.
IV Niedziela Adwentu – Nie bój się (Mt 1,18-24)
Z narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie. Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów . A stało się to wszystko, aby się wypełniło słowo Pańskie powiedziane przez Proroka: Oto Dziewica pocznie i porodzi Syna, któremu nadadzą imię Emmanuel, to znaczy: Bóg z nami. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił anioł Pański: wziął swoją Małżonkę do siebie (Mt 1,18-24).
Nie bój się wziąć do siebie Maryi – te słowa z dzisiejszej Ewangelii brzmią jak motto na ostatnie dni Adwentu. Mogą zostać odczytane przez nas także jako słowa na całe nasze życie. Przecież jest ono właśnie adwentem, czyli oczekiwaniem na ostateczne spotkanie z Jezusem po naszej śmierci. Jak możemy zrozumieć to wezwanie i jak możemy je odnieść do siebie?
Dla Józefa osoba Maryi staje się problemem. Oto po zaślubinach, zanim jeszcze zamieszkali wspólnie okazuje się, że Maryja spodziewa się dziecka. Ta wiadomość zapewne musiała zbulwersować i porazić Józefa. Nie tak wyobrażał sobie swój związek z Maryją! Być może pojawiają się w nim podejrzenia wobec niej. Pragnie jak najszybciej rozwiązać swój problem. Pragnie oddalić Maryję. Od Boga jednak słyszy inną propozycję rozwiązania problemu: zamiast oddalenia – przyjęcie.
Bóg bardzo często przychodzi do nas pośród naszych problemów, zmartwień i kłopotów. Naszym ludzkim sposobom rozwiązania tego, co nas trapi przeciwstawia swoje – boskie. Ich cechą charakterystyczną jest to, że aby mogły przynieść owoc wymagają od nas zaufania do Boga. Wymagają uwierzenia, że Bóg jest w stanie poradzić sobie z tym, co nas przekracza. To trudne zadanie dla nas, bo sprawia że tracimy kontrolę nad swoim życiem. Nie znamy dokładnie Bożych planów – możemy jedynie oprzeć się na tym, że ich autorem jest Bóg. O wiele łatwiej jest nam pozostać w kręgu kontroli, bezpośredniego wpływania na to, co się dzieje. Jednak takie rozwiązywanie problemów sprawia, że nasze serce staje się coraz mniejsze bo przytłoczone problemami, którym nie umie sprostać. Coraz mniej ufne i mniej radosne, a coraz bardziej smutne. Wydaje mu się, że jest pozostawione samo, że samo musi sobie ze wszystkim poradzić. Nasze serce doświadcza wtedy czegoś, na co mamy tylko słowa: „Tego, już dla mnie za wiele! Nie dam rady!”.
I w takiej chwili możemy albo opuścić nasze ręce w geście rozpaczy, albo wyciągnąć je do Boga w geście zaufania i przyzwolenia na to, co On nam przygotował. Józef wybrał ten drugi gest. W geście zaufania przyjął Maryję. Niech będzie naszym patronem sytuacji, które nas przerastają, a może nawet przerażają. Niech będzie patronem naszych ciemności, naszych grudniowych nocy, pośród których możemy usłyszeć delikatny głos Boga: „Nie bój się!”.
autor: Dariusz Michalski SJ