Życie to nie teatr, to nie gra, to nie kolorowa maskarada – śpiewał w latach 70-tych Edward Stachura. A jednak każdy z nas po trosze gra przebierając się za kogoś kim nie jest. Ty i ja. Początek listopada jest okazją, by pomyśleć o tym finalnym momencie naszego życia, gdy każda gra skończy się definitywnie.

W co zwykle gramy, lub pogrywamy, za życia? Istnieją gry windykacyjne: będziesz musiał mi przyznać rację, ja ci pokażę, ja się jeszcze odegram. Są także gry hollywoodzkie: popatrz jaki jestem świetny, jak ładnie wyglądam, jak wspaniała rola mi się trafiła. I wreszcie bardzo popularna gra w kozła ofiarnego: gdyby nie ten rząd, gdyby nie sąsiedzi i te wysokie ceny w sklepach, gdyby nie te problemy, gdyby nie ty, moje życie byłoby piękne.

Chcemy być mądrzy, skuteczni, piękni i wpływowi, a gdy tacy nie jesteśmy to popadamy w przygnębienie lub rozstawiamy pionki do gry w kozła ofiarnego, by innych obarczyć winą za nasze klęski.

Jesteśmy mistrzami w wynajdywaniu przyczyn naszych niepowodzeń: gdyby nie te układy, gdyby nie ten kredyt, gdyby nie skąpy pracodawca, gdyby nie pazerność polityków… Im bardziej uważasz się za przegranego, tym więcej zła widzisz w otaczającym cię świecie. Po śmierci nikogo nie będzie interesowało, kto ci przeszkodził w drodze do pięknego, wartościowego życia, na nikim się już nie odegrasz i tylko przez krótki czas będziesz jeszcze ładnie i mądrze wyglądał ubrany odświętnie w drewnianej trumnie.

Dziwne są te nasze ziemskie gry. Faulujemy, by oskarżyć innych o prowokację. Prowokujemy, by wykazać czyjąś złą wolę. Kochamy przegrywać z czyjejś winy i wtedy wydaje nam się, że mamy prawo do wymachiwania pięściami i rzucania błotem. W listopadowy wieczór, gdy gasną światła w oknach, a zapalają się znicze na mogiłach, opuszczamy na chwilę pięści i milkniemy pochyleni nad grobem członka naszej drużyny, który do gry już nie wróci.

Dziwny jest ten nasz ziemski teatrzyk, w którym bandytów i złodziei grają zawsze obcy. Swoisty Halloween z uśmiechającą się szatańsko dynią, do której zawsze należy strzelać. To taka odpustowa strzelnica z główkami naszych wrogów na patykach, taki bal przebierańców, na którym zdarcie komuś maski rzadko bywa wybaczane. Na szczęście wraz ze śmiercią ta gra się kończy. Czy obnażeni wówczas z zakładanych za życia masek, będziemy potrafili cieszyć się nagą wiecznością?

Foto: Harikrishnan Tulsidas (flickr.com)