Potem Jezus wyszedł i udał się, według zwyczaju, na Górę Oliwną: towarzyszyli Mu także uczniowie. Gdy przyszedł na miejsce, rzekł do nich: «Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie». A sam oddalił się od nich na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i modlił się (Łk 22, 39-41)

Ogród Oliwny (hebr. Getsemani, czyli „tłocznia oliwek”) znajduje się u podnóża Góry Oliwnej. Miejsce to potwierdza starożytna tradycja. „Możemy sobie wyobrazić ten ogród jako typowo wschodnią posiadłość wiejską otoczoną murkiem ułożonym z kamieni, z drzewami oliwkowymi i grotą przeznaczoną do przenocowania, gdzie znajdowała się też tłocznia” (D. Baldi). Ogród być może był prywatną własnością rodziny Ewangelisty Marka (może jego matki Marii). Jedynie on opisuje scenę pojmania Jezusa, w której sam uczestniczy. Wydarzenie to zapamięta na całe życie: „Wtedy opuścili Go wszyscy i uciekli. A pewien młodzieniec szedł za Nim, odziany prześcieradłem na gołym ciele. Chcieli go chwycić, lecz on zostawił prześcieradło i nago uciekł od nich” (Mk 14, 50-52). Ogród zawsze otaczany był pamięcią, czcią i opieką. W XIII-XIV wieku zwany był „ogrodem kwiatów”, „kwiecistym polem”. Na przestrzeni wieków zachował swoje oblicze. Zmieniały się kultury, cywilizacje, zaś ogród trwał niezmiennie.

Zatrzymuję się na chwilę w tym czcigodnym i uroczym miejscu, w którym często przebywał Jezus wraz ze swymi uczniami. Uderza ono wielobarwnymi kwiatami i różnorodnymi zapachami. Jednak najbardziej wzruszające są powyginane w różne kształty od starości oliwki. Obecnie jest ich osiem. Niektórzy botanicy twierdzą, że mają prawie trzy tysiące lat; byłyby więc niemymi świadkami modlitwy i pojmania Jezusa. Józef Flawiusz pisze, że w roku 70 Tytus kazał wyciąć wszystkie drzewa w Jerozolimie. Czyżby te cudownym trafem przetrwały? Jeśli tak, to potwierdzają słowa Pliniusza, że „drzewo oliwne nie umiera”. Drzewa oliwkowe w Getsemani do dziś wydają owoce. „Niektórzy uważają, że na jednym z nich powiesił się Judasz” (B. Brian).

Z Ogrodu Oliwnego udaję się do Bazyliki Agonii, która bezpośrednio doń przylega. Została zbudowana na ruinach wcześniejszej, teodozjańskiej, z IV wieku, która ze względu na swe piękno została nazwana przez hiszpańską pątniczkę Egerię ecclesia elegans. Została jednak zniszczona przez Persów w 614 roku. Odbudowywana kilkakrotnie, w tym przez krzyżowców, nie powróciła już nigdy do stanu pierwotnego. Po klęsce krzyżowców pod Hattim i utracie Jerozolimy w 1187 roku zaczęła stopniowo popadać w ruinę.

Obecna bazylika z 1924 roku została zaprojektowana przez franciszkańskiego architekta Antonio Barluzziego i zachowała plan, układ a także reprodukcję mozaikowej posadzki z czasów Teodozjusza. Dwanaście kopuł, nawiązujących do sztuki orientalnej, podtrzymywanych sześcioma monolitycznymi kolumnami daje wrażenie „ugięcia przed Skałą Agonii” (D. Baldi). Na frontonie bogaty portyk podtrzymuje tympanon z mozaiką przedstawiającą Jezusa, który modli się i ofiaruje Ojcu wszystkie ludzkie cierpienia; nawiązuje on do Listu do Hebrajczyków: „Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości.  A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał.  A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają,  nazwany przez Boga kapłanem na wzór Melchizedeka” (Hbr 5, 7-10). Poniżej umieszczono posągi ewangelistów.

Wnętrze świątyni wypełnia półcień. Delikatne światło przenikające fioletowe szyby i piękno mozaik i dekoracji skłania do modlitewnego skupienia. „Ściany boczne, przebite oknami o marmurowej konstrukcji, przedzielone masywnymi filarami, na których wspierają się tympanony, zlewają się niemal z sękatymi pniami i delikatnym listowiem rosnących wokół tysiącletnich oliwek” (D. Baldi). Bazylika Agonii zwana jest „Bazyliką Wszystkich Narodów”, ze względu na udział wiernych z dwunastu krajów w jej fundacji i budowie.

Mój pobyt w bazylice ma miejsce wieczorem. Świątynia jest niemal pusta. Jedynie trzech starszych kapłanów kończy sprawowanie Eucharystii. Mogę więc zatrzymać się na chwilę medytacji. Po skończonej liturgii podchodzę do skały, na której Jezus przeżywał chwile konania. Mieści się ona w centralnym miejscu pod mozaiką przedstawiającą wycieńczonego modlitwą Jezusa autorstwa D’Achairdiego, ufundowaną przez Węgrów. Kamień otoczony jest niskim metalowym ogrodzeniem w kształcie cierniowej korony. To właśnie w tym miejscu Jezus prosił Ojca, by oszczędził Mu zbliżającego się cierpienia, ale ostatecznie w pełni zaakceptował Jego wolę: „Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!” (Łk 22, 42). Przy „skale agonii” moją uwagę przykuwa otaczająca ją dekoracja. Przedstawia ptaki; jedne z nich piją napój z kielicha, inne zaś po jego wypiciu padają z podciętymi skrzydłami, niezdolne więcej do lotu. Są jak Syn Boży, który ma wypić kielich cierpienia. Za chwilę ludzka nienawiść i agresja podetnie Mu skrzydła, a zadane cierpienie uniemożliwi (czasowo) dalszy „lot”. Wraz z innymi pielgrzymami całuję nabożnie skałę uświęconą krwią Zbawiciela.

Po uczczeniu Skały Agonii kontempluję mozaiki mieszczące się w bocznych nawach. Przedstawiają one pocałunek Judasza i pojmanie Jezusa. Pierwszą z nich ufundowali Irlandczycy, drugą zaś Polacy. Zatrzymuję się dłużej przed darem Polaków. Mozaika przedstawia upadek żołnierzy, podczas gdy Jezus wypowiada słowa „Ja jestem”. Informuje o tym także napis umieszczony pod mozaiką: Ut ergo dixit eis: Ego sum, abierunt retrorsum et ceciderunt in terram, to znaczy „Skoro więc rzekł do nich: Ja jestem, cofnęli się i upadli na ziemię” (J 18, 6).

Gdy przyglądam się tej mozaice, uderzają mnie dwa szczegóły. Gdy Jezus mówi do aresztujących Go: „Ja jestem”, wszyscy padają na twarze. Słowa te są imieniem Boga. W taki sposób objawił się w Starym Testamencie Mojżeszowi (Wj 3,14). Żydzi nie mogli wymawiać tego imienia; gdy słyszą go z ust Jezusa, padają na twarze. Znak boskiej chwały Chrystusa zmusza wrogów do cofnięcia się i powala ich na ziemię. Apostoł Jan przedstawia w tej scenie Jezusa, który idzie na śmierć dobrowolnie, nie w poniżeniu, ale w chwale i mocy Boga. Jezus ponadto troszczy się, żeby uratować swoich uczniów: „Jeżeli Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść” (J 18, 8). Jest Dobrym pasterzem, chce osłonić swych najbliższych przed cierpieniem. Sam daje się pojmać, nie chce jednak, by cokolwiek złego dotknęło Jego uczniów.

Podziwiam moc Jezusa i Jego odwagę wobec zła. Podjął wyzwanie, a przecież wystarczyło jedno słowo, by powalić na ziemię wszystkich aresztujących Go i spokojnie dojść do szczytu Góry Oliwnej, a potem odejść w otwartą przestrzeń pustyni. Mógł odejść, a jednak pozostał wierny swemu Ojcu i misji.

Myślę też o sobie. Skąd czerpię odwagę do wierności Jezusowi, swemu sumieniu, życiowej misji? Czy ufam Jemu? Czy wciąż liczę na siebie?

Fragment książki: Ogród Boga, WAM 2019