Generał jezuitów w czasie spotkania z pracownikami Akademii Ignatianum został zapytany o sytuację w Wenezueli.

Słuchacze mogli zrozumieć skalę obecnego kryzysu w tym kraju. Ponad 3,5 miliona Wenezuelczyków wyjechało za granicę w ostatnich pięciu latach. Ich Ojczyzna przechodzi obecnie złożone przemiany zarówno długo-, jak i krótkoterminowe. Ostatnie tygodnie przyniosły eskalację konfliktu. Jest to zarazem kryzys humanitarny, gdyż 80% społeczeństwa musi  szukać pożywienia, codziennie walcząc o pracę i o przetrwanie. Miesięczna pensja, równowartość pięciu dolarów, wystarcza na jeden dzień. Kraj przeżywa dramatyczny niepokój. Obecna sytuacja, tłumaczył o. Sosa, to skutek rozwoju sytuacji politycznej i polityki rządu ostatnich 20 lat. Projekt „Socjalizm 21” miał być wsparciem dla ludności, jednak całkowicie stracił poparcie. Rząd tymczasem zbudował mocne struktury wojskowe i paramilitarne, będące teraz jego oparciem. Na chwilę obecną nikt nie może zapewnić, że uda się zebrać poparcie większe, wystarczające do zmiany rządu. Warunkiem jest sprostanie kryzysowi humanitarnemu. Na przygotowanie wyborów potrzeba przynajmniej roku. Na poprawę gospodarki znacznie więcej, a obecna sytuacja jest tak dynamiczna, że zmienia się z dnia na dzień.

Podstawowe wyzwanie stojące przed Wenezuelą, zdaniem o. Sosy, to zmiana polityki dotyczącej ropy naftowej. Przez ostatni wiek kraj żył dzięki przychodom z pól naftowych. Nie ma zbilansowania przychodów, dochód nie jest adekwatny. Całość wpływów idzie bezpośrednio do kasy państwa. Walka o siłę polityczną to walka o rząd, bo kto ma władzę ten ma i realny dochód. W państwie jak nasze, zakończył wenezuelski jezuita, ludność zależy od rządu, a nie rząd od ludności. Logika zmiany winna iść w kierunku, by ludzie żyli z ropy, a nie dla ropy.