Z sakramentem pojednania wiąże się ściśle problem przebaczenia. Jeżeli go zabraknie, reszta, nawet najgłębsza modlitwa i asceza, pozostanie iluzją. Jednak podjęcie przebaczenia nie należy do decyzji łatwych. Z jednej strony mamy świadomość, że jesteśmy zanurzeni w Bożym miłosierdziu, sami oczekujemy od innych przebaczenia, a z drugiej strony wyrządzona krzywda bardzo boli i nie pozwala szybko i szczerze przebaczyć. Niektórzy są wręcz zżerani nienawiścią, rujnują siebie i swoje życie a także życie innych, lecz nie potrafią zdobyć się latami na przebaczenie.

Aby zadany ból został nazwany, wyartykułowany i przepracowany, potrzeba czasu. Przebaczenie w wymiarze duchowym, religijnym możliwe jest wcześniej, ale w wymiarze emocjonalnym jest dłuższym procesem, który wymaga przepracowania i akceptacji uczuć. Psychoterapeuta Andras Angyal twierdzi, że zwykle po raz pierwszy dokonuje się w trakcie psychoterapii. Wypieranie, negacja, sublimacja, projekcja, racjonalizacja ani inne mechanizmy obronne nie wystarczą. Podobnie jak pobożne motywacje czy życzenia. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie małe ale. Gdy spotkamy osobę, która nas skrzywdziła, usłyszymy podobną historię lub zobaczymy podobną scenę, wszystko w nas na nowo w natarczywy sposób odżywa. Okazuje się, że przebaczenie było pięknym życzeniem.

Przebaczenia powinniśmy uczyć się od Jezusa. Jezus w czasie swojej publicznej działalności nie tylko ukazywał głębię przebaczenia w nauczaniu, zwłaszcza w przypowieściach, ale również pozostawił najpiękniejsze przykłady przebaczenia. W czasie swoich ostatnich godzin przed śmiercią prosił Ojca o przebaczenie wszystkim, którzy przyczynili się do Jego śmierci: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23, 34). Jako człowiek miał świadomość swojej boskości; wiedział, że Jego naturalnym środowiskiem jest życie w Ojcu, że od Boga wyszedł i do Boga idzie (J 13, 3) i dlatego nikt nie mógł Go zranić w Jego najgłębszej istocie. Świadomość jedności z Ojcem i wypływającej z niej wolności oraz znajomości człowieka pozwoliła Jezusowi przebaczyć każdemu.

Jezus nie tylko przebaczył, ale również prosił Ojca o przebaczenie. Grzech, zło, które uderza w Jezusa, rani również serce Ojca. W Jezusie, w Jego zranionej i odrzuconej miłości, zostaje znieważony, zlekceważony, odrzucony Bóg Ojciec. Dlatego Bóg Ojciec jest pierwszym, którzy przebaczył i przebacza nam winy. Bóg Ojciec daje siłę i moc, by przebaczać winowajcom.

Przebaczając, naśladujemy Boga bogatego w miłosierdzie. Bóg w Chrystusie wybaczył nam bardzo wiele i nieustannie wybacza. Od nas oczekuje przebaczenia bliźnim na miarę naszych ludzkich możliwości: Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg wam przebaczył w Chrystusie (Ef 4, 32).

W modlitwie Ojcze nasz, której nauczył nas Jezus, prosimy Boga, by odpuścił nam winy, podobnie, jak my odpuszczamy naszym winowajcom. W tych słowach uzależniamy niejako Boże przebaczenie od wzajemnego ludzkiego przebaczenia. Gdy zastanawiam się nad tymi słowami, dziękuję Bogu, że nie zawsze wysłuchuje próśb według naszych oczekiwań. Gdyby nam wybaczał według ludzkiej miary, to niejednokrotnie musielibyśmy czekać na przebaczenie latami.

Proces przebaczenia powinien iść w trzech kierunkach: w relacjach z Bogiem, z innymi ludźmi i z sobą. Uzdrowienia potrzebują relacje z Bogiem. Oczywiście, obiektywnie nie mamy Bogu nic do przebaczania. Bóg jest samą miłością, dobrocią, świętością i wszystko Jemu zawdzięczamy. Jedyną naszą postawą winna być wdzięczność i uwielbienie. Jednak, z subiektywnego punktu widzenia, oskarżamy Boga o cierpienie, chorobę, ból, zło, obojętność, pogmatwaną historię życia… Oskarżanie Boga jest zwykle argumentem do negacji życia albo usprawiedliwianiem własnej bierności i egoizmu. W takiej sytuacji trzeba najpierw przebaczyć Bogu Jego winę, by móc nawiązać z Nim przyjazne, bliskie relacje.

W czasie rekolekcji rozmawiałem z siostrą zakonną o problemie nieumiejętności przebaczenia. Skarżyła się na niewdzięczność współsióstr. Jako przełożona wkładała ogromny wysiłek i całe serce, by zaspokoić ich potrzeby duchowe i materialne. Tymczasem spotykała się z obojętnością i ciągłą krytyką. W czasie modlitwy wylała wiele łez i wypowiedziała swoje bóle oraz żale do Boga. Dlaczego na to pozwala? Dlaczego nie interweniuje? Pod koniec rekolekcji doświadczyła pokoju. Rozmawiając ze mną, stwierdziła: Jeżeli ja przeżywam taki ból z powodu obojętności ludzi i dlatego, że nie potrafię przebaczyć, jak bardzo musi cierpieć Bóg, gdy Jego miłość jest tak bardzo deptana i odrzucana.

Przebaczenie konieczne jest w relacjach międzyludzkich. Nie jesteśmy również aniołami. Żyjemy w społeczeństwie i dzielimy się głębią swego ducha, dobrocią, miłością, mądrością, ale również słabością, grzechem, napięciami, konfliktami. Napięcia i konflikty są naturalne, a nawet można powiedzieć – konieczne, gdyż są bodźcem rozwojowym wspólnoty i jej poszczególnych członków. Niemniej konieczna jest również umiejętność przebaczenia i pojednania.

Przebaczenie i przyjęcie przebaczenia ma wymiar terapeutyczny. Brak przebaczenia rodzi zgorzkniałość i pretensjonalność. Ponadto zniewala. Uzależnia od innych i wciąga w tryby manipulacji. Dopóki nie przebaczymy, jesteśmy związani niewidzialną nicią z innymi osobami i nie jesteśmy sobą. Zamiast duchowego pokoju i radości towarzyszy nam smutek i agresja. Przebaczenie jest wyzwalające.

Nieumiejętność przebaczenia wynika zwykle z braku właściwych relacji i nadmiernej koncentracji na odczuciach i potrzebach, a nie na osobach. Ponadto zapominamy, że nie wszystkie błędy czy rany, które zadają inni, są ich winą. Zwykle ranią nas nieświadomie. Wynika to z historii ich życia, uwarunkowań, wychowania… Ludzie głęboko zranieni, którzy wypierają poczucie krzywdy, zwykle przyjmują postawę duchowej i ludzkiej twardości. Są tak zranieni, że po prostu nie potrafią zachowywać się inaczej. Doznają wewnętrznego przymusu ranienia innych, by móc uwierzyć we własną siłę. Czują się tak słabi i tak skrzywdzeni, że tylko krzywdząc innych, odczuwają własną żywotność (A. Grün). Jednak pomimo zewnętrznych pozorów pewności, siły, twardości, samowystarczalności kryje się w nich głęboka potrzeba akceptacji i miłości, a także nieuświadamiane lęki. W rzeczywistości pozostają ciągle zranionymi dziećmi.

Zranienia zadane przez innych są również otwieraniem niezagojonych ran. Nie jest to cierpienie zadawane świadomie, ale raczej odkrywanie starych blizn i nieuzdrowionych miejsc, które wymagają dalszego przepracowania. Potrzeba wówczas refleksji oraz pracy duchowej (a może również terapeutycznej), aby nie zatrzymywać się na powierzchni, ale dotrzeć do korzeni bólu i podjąć proces przebaczenia.

Najtrudniejsze jest zwykle przebaczenie sobie. Ale nie można przebaczyć Bogu i ludziom bez przebaczenia sobie. Jeśli ktoś jest okrutny względem siebie, jak można oczekiwać od niego współczucia dla innych (Hasdai Ben Ha-Melekh). Przebaczenie sobie wymaga pokory, życia w prawdzie i odwagi. Trzeba wówczas zstąpić z piedestału swojego idealnego obrazu i swoich przekonań. Trzeba w pokorze uznać, że jest w nas dwubiegunowość – dobro i z zło. Są mocne strony, dobro, zdolność do miłości, duchowa tęsknota za Bogiem i pięknem, ale także wady, czułe punkty, lęki, niezdolność nawiązywania relacji, grzeszność, skłonność do pójścia za najniższymi instynktami. Taka akceptacja, która stoi na drugim biegunie egoizmu i pychy, jest wyzwalająca. Prowadzi do zgody na własną, może nie zawsze wymarzoną historię oraz pomaga zrozumieć lepiej innych.

Jednak nie musimy wybaczać za wszelką cenę. Zwróćmy uwagę, że Jezus na krzyżu prosił Ojca, by On przebaczył winy oprawcom. Możemy czynić to samo: prosić Ojca, by On za nas przebaczył. Modląc się w ten sposób poczujemy, jak gniew stopniowo będzie przemijał, ból ustawał i pojawi się zdolność przebaczenia w wolności, która przyniesie wewnętrzny pokój. Takie przebaczenie jest otwarciem na łaskę. Pozwala zrozumieć, że prawdziwe głębokie przebaczenie możliwe jest przez Niego, z Nim i w Nim.

Więcej w książce: Życie duchowe bez trików i skrótów, WAM 2018

fot. Pixabay