Jezus jest człowiekiem absolutnie wolnym. Przez trzy lata publicznej działalności żył jak nomad, mieszkający pod namiotem: Słowo stało się ciałem i rozbiło namiot wśród nas (J 1, 14 – wersja grecka); jak bezdomny, wędrowiec: Lisy mają nory i ptaki powietrzne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł oprzeć (Łk 9, 58); albo jak wiatr: Wiatr wieje tam, gdzie chce, i szum jego słyszysz, lecz nie wiesz, skąd przychodzi i dokąd podąża. Tak jest z każdym, który narodził się z Ducha (J 3, 8).           

Patrząc po ludzku, z zewnątrz, Jezus wędrował przez ziemie Izraela w wewnętrznej wolności, beztrosce i radości życia: nie troszczył się o przyszłość, nie założył rodziny, nie dbał o karierę, nie wiązał się z żadnym miejscem, środowiskiem, sposobem życia, polityką…

Jezus nie jest jednak marzycielem z Galilei, jak nazywa go Ernest Renan. Jego pragnieniem i misją jest objawienie Ojca. Źródłem wolności Jezusa jest przynależność do Ojca.

Po Ojcu dla Jezusa najważniejszy jest człowiek. Jemu poświęca czas, słowo, uczucie, przyjaźń, miłość. Dla Jezusa nieważna jest ranga społeczna, stosunki.

Jezus ma czas dla każdego. Posiłki to ulubiony sposób przebywania Jezusa z ludźmi. Spotyka się przy stole z elitą religijną, ale również z biednymi i ludźmi z marginesu.

Wolność i świadomość, że życie jest wędrówką do domu Ojca sprawia, że Jezus nie ulega lękowi o swoje życie, nie przywiązuje również wagi do potrzeb ciała. Z jednej strony jest świadomy wartości swojego życia, ceni je, ale z drugiej wie, że Jego naturalnym środowiskiem  jest życie z Ojcem i w Ojcu.

Nasze ludzkie życie jest również drogą, stałym wędrowaniem. Nie możemy zakotwiczyć się na stałe na ziemi. Nasza ojczyzna jest w niebie (Flp 3, 20). Dlatego musimy wędrować wciąż i dalej, jak Jezus: Jednak dziś, jutro i pojutrze muszę być w drodze (Łk 13, 33). Uczeń Jezusa musi być w drodze i mieć poczucie względności, tego, co ziemskie; poczucie przemijania, tymczasowości; powinien żyć niejako na walizkach. Nie absolutyzować świata, ani jego wartości; czynić wszystko w wolności, z dystansem wewnętrznym.

Serce i życie chrześcijanina powinno być zakotwiczone w Bogu. Takie zakotwiczenie uwalnia stopniowo od lęków o przyszłość i siebie a także od wielu błędów i grzechów. Uwalnia również od głodów zmysłowych, które są skutkiem pustki serca. Jeżeli nasze życie nie jest zakorzenione w Bogu, pustkę szybko wypełnią pożądania zmysłowe, konsumpcja i w efekcie uzależnienia i nałogi.

Św. Ignacy z Loyoli w liście do Mateusza de Morano napisze, że jezuita ma trwać w postawie, jakby ciągle podniesionej stopy. Obraz ciągle podniesionej stopy trafnie oddaje mobilność, dyspozycyjność, drogę każdego ucznia Jezusa.

Z kolei w  Autobiografii Ignacy nazywa siebie pielgrzymem. Mówi o sobie, że przewędrował całą Europę sam i pieszo. To pielgrzymowanie Ignacego było nie tylko zewnętrznym trudem ubogiego pielgrzyma, związanym z głoszeniem Ewangelii, ale również duchowym procesem zmierzającym do całkowitego zjednoczenia z Bogiem i znajdywania Go we wszystkich rzeczach. Pielgrzymka św. Ignacego to duchowe wzrastanie aż do mistyki.

Pytania do refleksji i modlitwy:

Gdzie osiadłem na stałe? W czym się zakotwiczyłem?

Czy doświadczam mojego życia na wzór życia wędrowca, nomada, pielgrzyma? Czy jestem świadomy konsekwencji, jak również niebezpieczeństw związanych z wędrówką pielgrzyma?

Czy moje pielgrzymowanie jest integralne i obejmuje wszystkie sfery mojej osobowości i życia?

Co jest moim podstawowym uczuciem na mojej drodze życia: lęk czy zaufanie? Jakie są moje lęki o siebie, swoje życie i przyszłość?

Czy nie towarzyszy mi niepokój i głód zmysłowy? W jaki sposób się wyraża (nadmierna konsumpcja, praca, seksualizm, ucieczka w świat wirtualny, alkohol…)?

fot. Pixabay