W relacji do Boga człowiek, jako istota cielesno-duchowa, potrzebuje materialnych znaków. W czasach biblijnych Izrael otrzymał jednoznaczny zakaz tworzenia podobizn Boga: Nie będziesz czynił żadnej rzeźby ani żadnego obrazu tego, co jest na niebie wysoko, ani tego, co jest na ziemi nisko, ani tego, co jest w wodach pod ziemią! (Wj 20, 4). Zakaz ten był uwarunkowany względami kulturowymi i poziomem religijnym ówczesnych czasów. Nie rozróżniano bowiem jeszcze osoby od jej wizerunku, figury, obrazu. Materialne wyobrażenia bóstw utożsamiano z samym Bogiem. Psalmista szydzi z nich i wskazuje na ich martwotę: Ich bożki to srebro i złoto, robota rąk ludzkich. Mają usta, ale nie mówią; oczy mają, ale nie widzą. Mają uszy, ale nie słyszą; nozdrza mają, ale nie czują zapachu. Mają ręce, lecz nie dotykają; nogi mają, ale nie chodzą; gardłem swoim nie wydają głosu. Do nich są podobni ci, którzy je robią, i każdy, który im ufa (Ps 115, 4-8; por. Ps 135, 15-18).

Mimo jednoznacznych nakazów, pewne symbole były dopuszczalne. Mojżesz na przykład skonstruował miedzianego węża, którego umieścił na palu. Kto spojrzał na niego z wiarą, unikał śmierci (Lb 21, 8-9). Obecność Bożą symbolizowała Arka Przymierza. Była ona prostokątną skrzynią wykonaną z akacjowego drzewa, w której przechowywano tablice z wyrytym Dekalogiem, misę z manną oraz laskę Aarona. Po jej obu stronach umieszczono dwóch złotych cherubów, zwróconych ku sobie twarzami. Przypominały one postacie mitycznych gryfów, czyli zwierząt strażników znanych ze sztuki mezopotamskiej. Podobne postacie cherubów umieścił później Salomon w swojej świątyni (zob. 1 Krl 6, 23nn). Te i inne symbole starotestamentalne były zaczątkiem późniejszych wizerunków Boga.

Sytuacja uległa diametralnej zmianie w czasach Nowego Przymierza. Bóg, na którego nie można było spojrzeć i przeżyć (por. Wj 19, 20nn), przyjął ludzkie ciało, stał się człowiekiem. Syn Boży, który stanowi jedność z Bogiem Ojcem (J 10, 30), żył na ziemi; pozwolił nie tylko, by Go oglądano i słuchano, ale również dotykano, obejmowano. Wobec tego chrześcijanie doszli powoli, choć nie bez oporów, do wniosku, że skoro Bóg sam się objawił w postaci człowieka – co było nie do pojęcia dla Izraelitów, nie znających jeszcze pojęcia Trójcy, sprzeciwiało się bowiem jedyności Boga – to można tę postać przedstawić w malarstwie lub rzeźbie (L. Knabit). Syn Boży, przyjmując ciało, zapoczątkował nową „ekonomię” obrazów (KKK, 2131).

Kult obrazów nie jest sprzeczny z pierwszym przykazaniem, co zarzucają chrześcijanom Świadkowie Jehowy czy inne grupy religijne. Należy jednak właściwie go rozumieć. Nie jest to cześć dla obrazów, ani dla postaci namalowanych czy wyrzeźbionych. Obraz, figura czy rzeźba jest symbolem pierwowzoru, osoby, której jest dedykowana. Kto czci obraz, ten czci osobę, którą obraz przedstawia – stwierdza Sobór Nicejski II.

W czci obrazów i innych symboli religijnych należy unikać skrajności. Z jednej strony może to być odrzucanie wszelkich form czci ikon, obrazów, symboli i znaków religijnych i uznawanie ich za zabobon. Religijność staje się wówczas „sterylna”, wyzuta z piękna i wszelkich form emocjonalności, bardziej surowa, „męska”. Niektórzy mistrzowie modlitwy (mężczyźni) proponują usuwać wszystkie symbole religijne. Święty Jan od Krzyża zaleca, by cela mnicha oprócz krzyża nie zawierała niczego prócz gołych ścian, gdyż nawet święte obrazy mogą przeszkadzać. Z kolei ojcowie z góry Athos proponują, by modlić się w ciemnym kącie, spuścić głowę, nie wyobrażać sobie żadnych obrazów, ale całą uwagę skupić na sercu.

Druga skrajność polega na nadmiernym kulcie i eksponowaniu obrazów i znaków religijnych, połączonym z dwuznacznymi ceremoniami. Wiele z nich może budzić irytację u współczesnych bardziej racjonalnych chrześcijan. We mnie lekki niesmak wywołuje nadmierne przywiązywanie wagi do nieco naiwnych tradycji. Jako przykład może posłużyć obmywanie cudownej figurki Matki Bożej w Gidlach winem i sprzedawanie go jako cudownego. Oczywiście, wiara czyni cuda. Niemniej… Pamiętam również śmiech, jaki wzbudził wśród niektórych pielgrzymów kurnik z kurami i kogutem znajdujący się w kościele Santo Domingo de la Calzada (Hiszpania). Wprawdzie nawiązuje on do legendy, zgodnie z którą upieczony i znajdujący się na talerzach drób ożył, potwierdzając niewinność oskarżonego, jednak dzisiejszy kurnik w kościele wywołuje mieszane uczucia.

Różne reakcje budzą dziś drogocenne zdobienia kościołów. Już święty Jan Chryzostom zalecał, by zamiast stroić kościoły, bardziej dbać o ubogich. W tym delikatnym punkcie potrzeba również pewnego umiaru i wyczucia. Na pewno troska o biednych była jednym z celów nauczania Jezusa i stanowi dziś opcję preferencyjną Kościoła. Potwierdza ją swoim nauczaniem i stylem życia papież Franciszek. Nie można jednak zabraniać wiernym składania darów i kosztownych wotów dla sanktuariów, kościołów, ozdoby obrazów czy figur, jeżeli jest to wyrazem ich wolnej decyzji i formą czci Boga, Maryi czy świętych. Zapewne w naglącej sytuacji Kościół, za zgodą ofiarodawców, może je właściwie wykorzystać.

Warto jeszcze dodać, że ikoną Boga jest nie tylko obraz, rzeźba czy inne symboliczne wyobrażenia. Duchową ikoną Boga jest człowiek. Jest nią poprzez duchowość, osobowość, wolność. Człowiek obdarzony kreatywnością, zdolnością do relacji osobowych, a przede wszystkim zdolnością do kochania i bycia kochanym posiada absolutną i niezniszczalną godność, wielkość i piękno. I może również dlatego Syn Boży zechciał przyjąć ludzką naturę, a aniołowie mogą nam jej pozazdrościć!

Jeżeli człowiek jest obrazem Boga, winien również odbierać szacunek i cześć. Kontemplując jego piękno, nie tylko zewnętrzne, ale przede wszystkim duchowe, szanując jego wartość i godność, adorujemy w nim samego Stwórcę, Wiecznego Artystę, który komponuje partyturę ludzkiego życia i wciąż rzeźbi i doskonali swe dzieło.

fot. Pixabay