Tak właśnie w życiu bywa, że wszystko byłoby dobrze, „gdyby nie coś”. Szanowany człowiek, bohater wojenny, dowódca wojsk, miał wszystko w sensie materialnym i moralnym, gdyby nie to, że był trędowaty a tego żaden lekarz nie był w stanie uleczyć. Jego ciało psuło się na oczach wszystkich i żadna kosmetyka nie mogła tego ukryć. Pomimo wyrazów czci ze strony ludzi, pomimo miłości bliskich, pomimo bogactw, przyjaźni króla, szedł prosta drogą do trumny. Miał wszystko, gdyby nie to, że za chwilę miał wszystko stracić i nie tylko wszystkiego się pozbyć, ale samemu zostać wzięty tą mocą, której nie był w stanie się oprzeć, chociaż tak bardzo tego pragnął aby jeszcze nie umierać.

Młoda dziewczyna, służąca jego żony, zbulwersowała jego myśli wiadomością, że w Izraelu jest prorok który jest w stanie się zmierzyć z niezwyciężoną siłą śmierci i że nazywa się on Elizeusz. Tak na prawdę nie wiedziała ani młoda służąca, ani Naaman – bohater wojenny, ani król Aramu, który napisał list polecający, ani nawet król izraelski, który ten list otrzymał, ani nawet sam prorok Elizeusz nie wiedział jeszcze tego co my wiemy i w co wierzymy , my wyznawcy Jezusa Chrystusa. Nam cud który miał miejsce wówczas i dotyczył tamtych ludzi mówi znacznie więcej aniżeli im powiedział i najważniejsze, że TEN CUD TRWA NADAL, chociaż nie wszyscy to widzą i nie wszyscy rozumieją. My tego cudu też doświadczamy, a tak mało się nim cieszymy. Również wybieramy się w podróż ZBAWIENIA. Szukamy świętej wody uleczenia naszego trądu, przebijamy się przez zwątpienia, chcemy odstąpić od naszej podróży w chwilach zwątpienia, wspierają nas dobre duchy naszych przyjaciół w wierze, a potem tracimy radość z tego czego tak bardzo oczekiwaliśmy ! Co ten absurd, tak na prawdę, znaczy?

Wróćmy jednak do samego wydarzenia i przypatrzmy mu się bliżej. Zobaczmy Syryjczyka Naamana, że w pewnym momencie, zupełnie jak i z nami to się dzieje, chciał on, oburzony, wracać do siebie, do domu, gdy zobaczył, że droga do proroka stała się tak banalnie zawiła, że nie prowadziła do niego żadna szeroka aleja wysadzana palmami, że nie było widać na niej strażników, napisów informacyjnych, że przechodniów trzeba było pytać o jego dom i po kocich łbach tłuc się do jego skromnej siedziby. Na domiar złego, nie raczył on otworzyć drzwi i osobiście powitać bohatera wojny i reprezentanta monarchy, ale uczynił to przez swojego sługę, który nie to, że nie był rozgarnięty, ale nie znał się zupełnie na dworskim ceremoniale i dlatego zakomunikował oschle, bez żadnych słownych ozdobników, że prorok każe się petentowi stojącemu u drzwi jego domu siedem razy opłukać się w pobliskim Jordanie.

Naaman nie spodziewał się takiego obraźliwego przyjęcia. Najpierw król izraelski nie chciał się z nim spotkać, aby nie na jego królewski rachunek zapisane było przypuszczalne fiasko tej imprezy, a teraz ten reklamowany przez jego służącą prorok okazał się mało okrzesanym fanatykiem religijnym, który pogardza cudzoziemcem, wyznawcą innej religii. Na szczęście sytuację uratowali jego służący, zwracając się do niego: „Mój ojcze, gdyby prorok kazał ci spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał? O ileż więc bardziej, jeśli ci powiedział: Obmyj się, a będziesz czysty”. Uczynił to zatem, jak to zauważa opowiadanie biblijne i ważne abyśmy tego nie przeoczyli, że cudowny skutek uzdrowienia związany był nie tyle z siedmiokrotnym zanurzeniem w wodach Jordanu, ile z tym, że uczynione to zostało „według słowa męża Bożego”, posiadającego autorytet Boga, działając w JEGO ŚWIĘTE IMIĘ.

Zrozumiałe, że Naaman Syryjczyk był bardzo szczęśliwy, że krzyczał, albo lepiej jest powiedzieć, że darł się w niebogłosy, razem ze swoimi sługami i zbrojną obstawą i nie wahał się publicznie wyznać wtedy, cały spocony, z roziskrzonymi z radości oczyma, trzymając prawą rękę na piersi: ”Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem!” Nie tylko złożył zatem wyrazy wdzięczności bogu izraelskiemu, ale ogłosił rzecz bez precedensu dla poganina: ” na całej ziemi NIE MA BOGA POZA IZRAELEM”. Wyraził wiarę w JEDYNEGO BOGA, w którego wie4rzyli synowie Izraela. Podobnie w pewnym sensie zachował się dużo później, inny bohater biblijny, związany tez z Damaszkiem – Saul, który stał się Pawłem, prześladowca Kościoła – Apostołem Chrystusa.

Najważniejsze jednak, że w tej wodzie która uzdrowiła Syryjczyka Naamana, stanął pewnego dnia Jezus, mąż z Galilei, z miasta Nazaret, który narodził się w Betlejem, z Maryi Dziewicy i obmył się tutaj pokutnym zanurzeniem Chrztu Janowego. Otwarło się wtedy Niebo, a głos Wszechmogącego oznajmił, że jest to JEGO SYN UMIŁOWNY W KTÓRYM MA ON UPODOBANIE. W ten sposób sam stał się ŹRÓDŁEM KTÓREGO WODA OBMYWA Z GRZESZNEGO TRĄDU każdego człowieka który uwierzy w Niego jako we WCIELONE SŁOWO BOŻE. Staje się wówczas ów człowiek członkiem KOŚCIOŁA – MISTYCZNEGO CIAŁA CHRYSTUSA i jednocześnie – APOSTOŁEM CHRYSTUSA, BIORĄCYM UDZIAŁ W MISJI UŚWIĘCANIA I ZBAWIANIA ŚWIATA.

Dlaczego w nas, członkach Kościoła, tak mało radości z tego faktu?

Ilustracja: Pieter de Grebber, Elizeusz odmawia przyjęcia darów Naamana (źródło: Wikipedia).