Zwyczajna uczta, która odbywa się zwyczajnie, wieczorową porą. Zwyczajnie schodzili się goście i zwyczajnie, witani byli przez pana domu… Było jednak coś nadzwyczajnego tego wieczoru i wyczuwało się to wyraźnie w atmosferze tego domu. Co to było? Chodził o Jezusa, Mistrza z Nazaretu. Dlaczego ? Co nadzwyczajnego On zrobił ?

Nadzwyczajny jest On sam. Najlepiej jednak przyjrzyjmy się epizodowi o którym mówi Ewangelia. Chodzi o ucztę na która ON został zaproszony. Przyjrzyjmy się temu co działo się na tej uczcie, bo przecież prawdziwy prorok posługuje się znakami. W tym konkretnym wypadku chodziło o karykaturę pobożności.

A wszystko zaczęło się od pobożnego westchnienia faryzeusza. Ileż takich westchnień fałszywej pobożności jest w obiegu! Złożone ręce, zmrużone oczy i gorące szepty wyznające głęboką tęsknotę za spotkaniem z Bogiem, który przecież obiecał nam, wierzącym, udział w uczcie królewskiej. Ach! Kiedy to się wreszcie spełni!

Ciągle wzdychając, pobożny faryzeusz, sięgnął łyżka wazową po sos którego zapach drażnił błogo jego nozdrza, a za chwilę miał radować już jego przełyk. Mistrz z Nazaretu jednak go zaskoczył, bo nie zachował się zgodnie ze zwykłym standardem rozmów pobożnościowych. Powinien był się odwzajemnić jeszcze głębszym westchnieniem, jeszcze bardziej wymownym zmrużeniem oczu i spojrzeniem w górę, ku niebu, ku Bogu, bez rzeczywistego zainteresowania się Nim, a w każdym razie dużo mniej aniżeli tym co było na stole do jedzenia.

Jezus na ten widok uśmiechnął się tylko smętnie i głosem w którym brzmiała przekora powiedział : „nigdy” ! Potem uzupełnił to krótkim wyjaśnieniem, widząc zdziwione oczy swego rozmówcy i plamy na obrusie z powodu kropli sosu kapiących z trzymanej przez niego łyżki wazowej, która zawisła w powietrzu, pomiędzy wazą a jego talerzem. Jezus dodał: „nigdy nie zakosztują tej uczty”.

Usłyszeli to również najbliżsi sąsiedzi i spojrzeli po sobie z niedowierzaniem. Czy słuch ich nie myli? Rzeczywiście powiedział: „nigdy”? Czy to znaczy, że co, że Mesjasz nie przyjdzie? Czy o to mu chodzi ? A wiec potwierdza się to co słyszeli, że mistrz z Nazaretu jest bardzo kontrowersyjny i trzeba bardzo uważać na to co on mówi. Wreszcie któryś z nich zapytał, ale nie znając kontekstu wolał nie ryzykować i dlatego jego pytanie było ogólne. Zapytał, czy są jakieś znaki zapowiadające przyjście Mesjasza i czy należy w nie wierzyć.

Jezus znów ich zaskoczył. Teraz już wszystkie oczy były w Niego wlepione i wszyscy słuchali z napięciem Jego odpowiedzi. Jego przyjściu – tu Jezus zawiesił głos – będą towarzyszyły znaki zaparcia się Go i odrzucenia. Widząc że znów spoglądają po sobie, nie wiedząc co znaczy ta odpowiedź, Jezus sięgnął po krótką przypowieść. Zaczął od tajemniczej uwagi : Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha i wyciąga wnioski z tego co usłyszał.

Zaczął jak gdyby była to pantomima, głębokim westchnieniem pobożnej tęsknoty i niemego wołania o przyjście Mesjasza, którego ciągle nie ma, wystawiając w ten sposób na próbę gotowość wiary oczekującego go człowieka, jak to uczynił faryzeusz przed chwilą i z bólem w głosie pytał, dlaczego Bóg nie daje swojemu ludowi konkretnego znaku pociechy, jakiegoś małego nawet zapewnienia, że o nich pamięta, jakiegoś znaku pocieszenia?

Finałem tego krótkiego przedstawienia było wypowiedzenie kilku słów prawdy, której się nikt z gości nie spodziewał. Po prostu, Jezus przerwał te pantomimę i wezwał ich wszystkich do nawrócenia, bo inaczej nigdy nie wejdą do Królestwa Bożego. Bóg nieustannie czyni cuda na ich oczach, leczy chorych, otwiera im oczy, paralityków stawia na nogi, wskrzesza umarłych, głosi dobra nowinę ubogim, ale bogaci są twardego serca i ich oczy nic nie widza, a ich uszy są głuche. Bóg nie zwleka ze spełnieniem swych obietnic i uczta za którą tak bardzo tęsknią już się rozpoczęła, ale oni, czyli zaproszeni goście na nią nie przybyli.

Po tych słowach w sali jadalnej nastąpiła grobowa cisza. Wyglądało to tak jak gdyby goście nagle stracili apetyt. Gmerali ospale łyżkami w talerzach i beznamiętnie żuli pokarm który uwiązł im w ustach. Każdy z zaproszonych kontynuował w myślach tę dobrze nam znaną ewangeliczną przypowieść i wymieniał w duchu swoje usprawiedliwienia, mierząc się z ich nieprawdą i pomimo wszystko przytakiwał im z całej siły.

Wówczas Jezus dokończył przypowieść i powiedział, że pomimo tego, że zaproszeni goście ucztę zlekceważyli, ona się zaczęła i trwa nadal. Uczestnikami są ludzie biedni, wzięci z ulicy. Mówił to każdemu z biesiadników patrząc w oczy. Bogaci nigdy jej nie zakosztują, jeżeli będą się fałszywie skarżyli na Boga, że ich nie wysłuchuje, siedząc i objadając się przy swoich suto zastawionych stołach, a oczy ich są zamknięte na Boże znaki, które On do nich nieustannie wysyła, a uszy ich na Jego wołanie którym ich nieustannie do siebie przyzywa.

Foto: flickr.com/organic nyc