„W owym dniu: Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win.”
O jaki to dzień chodzi? Odpowiedzią nie będzie precyzyjne określenie daty, ale wskazanie osoby która to uczyni. Będzie to Pan Zastępów. A jak On to zrobi? Prorocy są jednomyślni. Będzie to dzieło Mesjasza, czyli szczególnego wysłannika Bożego, stanowiącego centrum całej historii zbawienia.
Wierzymy i wyznajemy, że jest Nim Jezus, który się począł się z Ducha Świętego, narodził z Maryi Dziewicy, w Betlejem, żył w Nazarecie i nauczał w całej Palestynie. Zginął w Jerozolimie, powieszony na krzyżu. Przeszedł przez piekło i chwalebnie zmartwychwstał, wstąpił do Nieba, zasiadł po prawicy Ojca i przyjdzie do nas w chwale, aby królować na wieki.
Na mistycznej górze będzie miało miejsce spotkanie „wszystkich ludów”. Będzie to uczta „z najpożywniejszego mięsa i z najwyborniejszych win”, czego odnośnikiem w mistyce chrześcijańskiej jest „Ciało i Krew Pańska”, spożywane podczas uczty eucharystycznej, jako udział w misterium Paschy Chrystusa, którą On odbył dla naszego Zbawienia i jednocześnie jest zapowiedzią Pełni, która dopiero nastąpi.
Wyznajemy tę prawdę wspólnotowo, gromadząc się na górze spotkania, na uczcie którą nazywamy Mszą świętą, antycypując w ten sposób eschatyczne przybycie Chrystusa w chwale, w „dniu ostatecznym” , którego oczekujemy, wraz z wszystkimi ludami i językami, jako spełnienie się historii zbawienia.
Prorocy zapowiadali, że „Zedrze On na tej górze zasłonę, zapuszczoną na twarzy wszystkich ludów” i doświadczamy tego właśnie w Eucharystii, której pierwszym ewangelicznym symbolem jest cud dokonany w Kanie Galilejskiej. Miało to miejsce podczas wesela, podczas którego publicznie została „zdarta zasłona zapuszczona na twarz wszystkich ludów” i po raz pierwszy ludzkość ujrzała oblicze Chrystusa, zapowiadanego przez proroków Oblubieńca, który przychodzi do ludu Bożego – swej Oblubienicy.
Dokonało się to tak naturalnie, że nie wszyscy się nawet zorientowali i dlatego na przykład starosta weselny błędnie dziękował panu młodemu zamiast Jezusowi niespodziankę nagłej obfitości doskonałego wina. Nie dostrzegł znaku spełniania się mesjańskiej tajemnicy zbawienia i nie rozpoznał twarzy Zbawiciela.
Bardzo ważnym elementem tej tajemnicy jest Maryja. Posiada ona szczególną rolę w zbawczej misji Chrystusa. W Kanie Galilejskiej widzimy Ją jako współsprawczynię cudu Jezusa. Widoczne to jest zarówno w Jej odniesieniu do osoby Chrystusa, jak i służby, którą przygotowała do przyjęcia poleceń z Jego strony. Bardzo konkretna była też Jej rola w samej organizacji wesela, co szczególnie stało się widoczne w jego dramatycznej kulminacji, kiedy zabrakło wina.
Rola Maryi jest istotna nie tyle z powodu Jej praktycznych posunięć, zmierzających do zaradzenia kryzysowi braku wina, ile z tego powodu, że to działanie jest samo w sobie znakiem Jej szczególnej roli w Bożym planie zbawienia. Cud ten pozostaje w całkowitej harmonii, a nawet możemy powiedzieć, że potwierdza i rozwija prerogatywy teologiczne Maryi, jako Matki i Współtowarzyszki dzieła zbawczego Jezusa.
Jej zaangażowanie ma charakter nie tylko inspirujący, ale również sprawczy. Dlatego właśnie Maryja zasługuje na to aby widzieć w Niej pośredniczkę i towarzyszkę misji Jezusa. Jej zachowanie w Kanie Galilejskiej pozostaje w całkowitej zgodności z logiką „fiat” wypowiedzianego przez Nią podczas Zwiastowania, którym jako „służebnica Pańska” oddała się całkowicie Bogu, dla spełnienia się Jego planu Wcielenia.
Jej specyficzną rolę splecioną z misją Chrystusa widać również w tym, że Jezus jest Słowem Boga, a Ona jest tą która nieustannie dbała i dba o to aby wszystko w jej życiu „stawało się według tego Słowa. Tę misję pełni również obecnie, jako Matka Kościoła, troszcząc się o wcielanie Słowa Bożego w historię człowieka.
Zaświadcza o tym Ewangelia lokując Ją u boku Syna, w charakterystyczny dla Niej sposób, nie jako głosicielki słowa i nie jako społeczna działaczka, ale jako osoba kontemplująca nieustannie Słowo Wcielone, wspierając je po macierzyńsku, jako Nowa Ewa u boku Nowego Adama, w Jego misji zbawienia nas, ludzi.
Więź Chrystusa i Maryi jest tak trwała, że nie można jej pominąć a tym bardziej w jakikolwiek sposób zanegować. Zawsze On będzie jej synem, a ona Jego matką. Dlatego cud w Kanie Galilejskiej i rola jaką w nim odegrała Maryja nie może być traktowana jako przypadkowa i nieistotna, nie mająca żadnego odniesienia do samej struktury Jego mesjańskiego powołania. Cud ten stanowi kontynuację wszystkich wcześniejszych wydarzeń, a więc Zwiastowania, Narodzenia i Wychowywania Jezusa w domu nazaretańskim, uwzględniając ważną rolę, jaką odgrywał w tym domu święty Józef.
Prawda ta jest jeszcze bardziej czytelna, gdy weźmiemy pod uwagę Jej szczególną bliskość z Synem w czasie Jego krzyżowej męki, której duchowym sensem jest Ostatnia Wieczerza. Zapowiedzią tego był właśnie cud w Kanie Galilejskiej, gdzie woda została przemieniona w wino, a Jezus odniósł to „Jego godziny” jako ostatecznego horyzontu rozumienia tego co się stało, kiedy to wino zostanie przemienione w Jego Krew, a chleb w Jego Ciało.
Dzięki temu cudowi niemożliwej do pojęcia miłości Boga, który w Chrystusie „umiłowawszy swoich, do końca ich umiłował” i my możemy doświadczyć tego Niebiańskiego misterium, by móc odtąd nieustannie za tę miłość dziękować (eucharystia znaczy dziękczynienie), uczestnicząc w Eucharystii, czyli w świętej komunii Boskiego Sercu Chrystusa i Serca Kościoła – Jego Oblubienicy, wpatrując się w święte oblicze swego Oblubieńca i Zbawiciela.
Krzyż jest najgłębszym wyrazem misterium miłości Boga, sięgającym samego aktu stworzenia świata, którego ukoronowaniem było stworzenie człowieka. Na Golgocie, Bóg sięga tych korzeni. Krzyż jest symbolem nowego stworzenie świata, wraz z jego aktem szczytowym, czyli stworzeniem Nowego Człowieka, dając Nowemu Adamowi, stanowiącą z Nim jedno – Nową Ewę, jako Jego Towarzyszkę, wyprowadzając ją, jak kiedyś Ewę w raju, z boku śpiącego Adama.
Trzeba zawsze pamiętać, kontemplując to wielkie misterium wiary, że jest ono jednocześnie wielkim misterium miłości. To co wyraża mistycznie Krew i Woda, które wytrysnęły z Serca Jezusa, stanowiąc symbol narodzin Kościoła, w jego fundamentalnym upostaciowaniu sakramentalnym, w Chrzcie św i Eucharystii , posiada integralny związek z tym co dokonało się na krzyżu jako ostatni świadomy akt Chrystusa , zanim wypowiedział końcowe: „dokonało się”. Chodzi o Jego słowa skierowane do Maryi: „Niewiasto, oto twój syn”, a do „ucznia którego miłował” : „Oto Matka twoja” . W ten sposób dał Jej rzeczywiście syna, a swojemu uczniowi – Matkę. Rzeczywiście powołał do istnienia Nową Rodzinę. Te słowa trzeba przyjąć z takim samym pietyzmem, wiarą i powagą, jak słowa ustanowienia Najświętszego Sakramentu.
Ewangelia mówi, że wówczas Jan „wziął Ją do swego domu”, tak jak wcześniej, zupełnie na początku dramatu Wcielenia, uczynił to w stosunku do niej Józef, Jej przeczysty, z woli Boga, oblubieniec. Stwórcze Słowo Boga zrodziło Nowe Życie, na Golgocie, gdzie dotąd terror śmierci niepodzielnie panował. Krzyż Chrystusa złamał potęgę grzechu i śmierci, jako jego konsekwencji. Czyni to Chrystus swoim Zmartwychwstaniem. Maryja staje się Matką. Powstaje Nowa Rodzina. Jest nią Kościół święty.
Oczekujemy przyjścia Chrystusa w chwale i naszego Odrodzenia, z którym się wiąże obiecana Pełnia Życia. Tylko Chrystus może tego dokonać, dlatego wołamy Marana tha ! Przyjdź nasz Panie. Taka jest zbawcza perspektywa naszego powołania i sens naszego życia na ziemi. Symbolem jest krzyż, który dzięki niewymownej miłości Boga, wydał owoc zbawienia, a nie tak jak w przypadku Adama i Ewy – potępienia. W Kanie Galilejskiej, interwencja Jezusa uratowała gospodarza wesela przed kompromitacją, a weselników od rozejścia się z niesmakiem do domów. W przypadku krzyża Chrystusa chodzi o radość wieczną.