Niektóre osoby sądzą, że wyznanie grzechów przed kapłanem jest zasadniczym elementem pojednania z Bogiem. Najczęściej traktowane jest przy tym jako przykry i bolesny obowiązek. Z chwilą opuszczenia kratek konfesjonału „mamy święty spokój do najbliższych świąt”.  Tymczasem sakrament pojednania nie kończy się z chwilą opuszczenia konfesjonału. Można nawet zaryzykować twierdzenie, że dopiero się zaczyna.

Święty Tomasz z Akwinu wymienia szesnaście cech spowiedzi. Według Doktora Anielskiego powinna ona być prosta, pokorna, zupełna, czysta, wierna, częsta, klarowna, dyskretna, dobrowolna, wstydliwa, skruszona, krótka, mężna, poufna, oskarżająca się i gotowa do posłuszeństwa. Taka spowiedź jest spotkaniem z Bogiem miłosiernym, pojednaniem z Nim na nowo i ponownym wyznaniem miłości: „Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham, mimo, że czasami jestem zagubiony, słaby i upadam” (por. J 21, 15-19). Kardynał Carlo Maria Martini radził, by nadać jej formę szczególnej liturgii, potrójnego wyznania („confessio”): wyznania chwały i uwielbienia Boga, połączonego z wdzięcznością („confessio laudi”), wyznania swoich słabości i upadków w obliczu serca miłosiernego Ojca („confessio vitae) oraz wyznania wiary, ufności w Boże miłosierdzie („confessio fidei”). Z kolei niemiecki benedyktyn Anselm Grün proponuje, by sakrament utrwalić jakimś rytuałem o charakterze świątecznym („postludium”). Dla jednych stanowiłby on chwilę ciszy medytacyjnej przed Najświętszym Sakramentem bądź ikoną, dla innych zmysłową radość wyrażoną kieliszkiem wina, dla jeszcze innych radosne spotkanie w gronie bliskich lub przyjaciół.

Sposoby ożywiania sakramentu pojednania, które proponują znani teolodzy, muszą jednak iść w parze z codzienną pracą duchową. Celem sakramentu pojednania jest bowiem również nawrócenie. To nowotestamentalne pojęcie pochodzi od greckiego słowa „metanoia”, które oznacza „poznać w późniejszym czasie”, „odmienić sposób myślenia”, „myśleć inaczej niż dotychczas”. „Meta” może również znaczyć „poza”. Nawrócić się znaczyłoby zatem: „wyjrzeć poza świat przedmiotów, „w każdym człowieku i stworzeniu dostrzegać samego Boga”, „w naszych codziennych przeżyciach rozpoznawać obecność Boga, który do nas przemawia” (A. Grün). Niektóre osoby lubią mówić o cezurze, jaka dzieli ich życie: przed i po nawróceniu. Określają przy tym dokładną datę nawrócenia, często związaną z sakramentem pojednania po długiej nieobecności w Kościele. Sadzą ponadto, że owo nawrócenie jest wydarzeniem jedynym i definitywnym. Tymczasem prawdziwe nawrócenie nie jest wydarzeniem jednorazowym. Jest to raczej proces, który trwa całe życie. Każdego dnia, poznając Boga Jego miłość i miłosierdzie, doświadczając bliskości Jezusa, żyjąc Ewangelią, kochając innych, pokonując swoje słabości i błędy i wyciągając wnioski z porażek, nawracamy się, czyli zmieniamy myślenie, zbliżamy się do myśli Bożej. Sakrament pojednania czy jakieś szczególne przeżycie mistyczne lub doświadczenie powrotu do Kościoła jest tak naprawdę początkiem lub kolejnym etapem w całym procesie nawrócenia.

W pracy duchowej, która ma miejsce między systematycznym przystępowaniem do sakramentu pojednania, ważne miejsce zajmuje codzienny rachunek sumienia. Jest on o tyle istotny, że współczesny tryb życia nie sprzyja wyciszeniu i refleksji. Wyznane na spowiedzi grzechy, uczynione postanowienia, w codzienności bywają odstawiane do lamusa. Tymczasem rachunek sumienia jest pomocą, by podejmować nad nimi refleksję i badać własną świadomość: na ile proces nawrócenia dokonuje się w codzienności. Oczywiście codzienny kwadrans szczerości, jaki proponował mistrz duchowości, święty Ignacy Loyola, nie zawsze jest możliwy. Niemniej krótka refleksja w czasie wieczornej modlitwy leży w zasięgu każdego. W czasie takiej refleksji można dziękować Boga za dobro i duchowy wzrost, który dokonuje się każdego dnia z pomocą Jego łaski. Można również przeprowadzić krótką rewizję swoich uczuć, motywacji, słów, myśli, zachowań i czynów. W jej trakcie łatwej dostrzec, w jakim kierunku prowadzi Bóg i w jaki sposób człowiek odpowiada na Jego delikatne natchnienia i  prowadzenie.

W czasie sakramentu pojednania ważne są pewne duchowe „postanowienia”, które są „motorem” do dalszej pracy. Stosując je, należy jednak unikać pewnych niebezpieczeństw. Przede wszystkim nie powinny one być ogólnikowe i abstrakcyjne (np. będę bardziej kochać Pana Boga), gdyż w codzienności „rozmywają się”, okazują się nierealne i zamiast być bodźcem do dalszej pracy, wywołują zniechęcenie i frustrację. Nie powinny również zawierać huraoptymizmu ani oderwania od realności, w przekonaniu, że wystarczy zaufać Panu, a On sam będzie działał. Z drugiej strony nie jest dobrze, gdy są podszyte lękami i obawami albo skazane z góry na niepowodzenie. Nie można również oczekiwać łatwych i natychmiastowych zmian w czasie ich realizacji. Wierność, nawet w pozornie małych i błahych sprawach, może być pierwszym krokiem w kierunku głębokiej przemiany.

Anselm Grün (jako psycholog) zamiast postanowień woli używać terminu „program ćwiczeń”: „Program ćwiczeń jest wolny od surowości, jaka w czasach średniowiecza cechowała pokutę. Wyrasta z optymistycznego przekonania, że nie jesteśmy wydani na łup słabości. (…) Wprawdzie nie możemy zmienić swej skóry, ale możemy się ćwiczyć, tak by coś się jednak zmieniło – możemy próbować nowych dróg”. Pomocą w realizacji postanowień bądź „programu ćwiczeń” może służyć dzienniczek uczuć. Zapisywanie wniosków, sposobu ich realizacji, a także uczuć, jakie im towarzyszą, śledzenie przebiegu pracy wewnętrznej i kierunku duchowego rozwoju bardzo pomaga w duchowej praktyce.

Integralną częścią spowiedzi jest przebaczenie i pojednanie z ludźmi. Doświadczenie Bożego miłosierdzia nie jest sprawą prywatną, która nie ma żadnego wpływu i oddziaływania na innych. Przeciwnie, zakłada czyny, działanie. Sakrament pokuty daje łaskę, by rozpocząć proces pojednania z sobą i innymi. Bywa, że jest to możliwe zaraz po spowiedzi. Częściej jest to dłuższy proces wymagający czasu i dojrzałości, zwłaszcza gdy w grę wchodzą zadawnione zranienia emocjonalne. Nie można jednak poprzestać na stwierdzeniu zranienia i trwać w uporze, nic nie czyniąc w tym kierunku lub stosując mechanizmy obronne. Przebaczenie i przyjęcie przebaczenia ma wymiar terapeutyczny. Jego brak rodzi zgorzkniałość i pretensjonalność. Ponadto zniewala. Uzależnia od innych i wciąga w tryby manipulacji. Dopóki człowiek nie przebaczy, jest związany z innymi niewidzialną nicią i nie jest do końca sobą. Zamiast duchowego pokoju i radości towarzyszy mu smutek i agresja. Przebaczenie jest wyzwalające. Pamiętam rozmowę z jedną siostrą zakonną, przełożoną, która czułą wielki ból i złość do swoich podwładnych. Wkładała ona ogromny wysiłek i całe serce, by zaspokoić ich potrzeby duchowe i materialne. Ale zamiast wdzięczności spotykała się z ciągłą krytyką. W czasie modlitwy wylała wiele łez i wypowiedziała swoje bóle oraz żale do Boga. W końcu Pan Bóg dał je światło: „Jeżeli ja przeżywam taki ból z powodu obojętności ludzi i dlatego, że nie potrafię przebaczyć, jak bardzo musi cierpieć Bóg, gdy Jego miłość jest tak bardzo deptana i odrzucana”. Od tej chwili była wyzwolona. Pragnęła wypełniać dobrze swoją misję,  nie uzależniając jej od ludzkiej gratyfikacji i profitów.

Z tematem artykułu wiąże się jeszcze kilka problemów szczegółowych, które krótko zasygnalizuję. Jednym z nich jest problem grzechów nałogowych. Są to grzechy często popełniane, tak, iż stają się niemal przyzwyczajeniem. Grzechy te zwykle nie mają wagi grzechu śmiertelnego, gdyż są skutkiem ograniczonej świadomości i wolności. Według nowego Katechizmu Kościoła Katolickiego „grzech śmiertelny wymaga pełnego poznania i całkowitej zgody. Zakłada wiedzę o grzesznym charakterze czynu, o jego sprzeczności z prawem Bożym. Zakłada także zgodę na tyle dobrowolną, by stanowił on wybór osobisty”. W ocenie grzechu należy uwzględnić wielość czynników, jak na przykład niedojrzałość uczuciową, nabyte nawyki, stany lękowe, czynniki psychiczne lub społeczne. Te i inne uwarunkowania zmniejszają, a często nawet redukują do minimum winę moralną. Nie oznacza to oczywiście, że do grzechów nałogowych można podchodzić laksystycznie. Przeciwnie, ponieważ są mocno zakorzenione, wymagają większej pracy duchowej. W takim przypadku oprócz modlitwy i innych pomocy duchowych, ascezy i systematycznej spowiedzi, najlepiej u jednego spowiednika, zalecane jest kierownictwo duchowe, a niekiedy również terapia. Oczywiście nie można wtedy podejmować postanowień typu: „nigdy więcej tego grzechu nie popełnię”, gdyż nie jest to możliwe. Można jednak z Bożą pomocą podejmować te środki, które stopniowo będą pomagać w walce z nałogami.

Innym problemem są z kolei grzechy powszednie i codzienne zaniedbania. One będą nam zawsze towarzyszyć w życiu w większym lub mniejszym nasileniu. Perfekcjonizm duchowy jest iluzją. Jest też niebezpieczny, gdyż koncentruje wyłącznie na sobie, własnej pracy i możliwościach. Stopniowo przechodzi w pychę i wyklucza łaskę i potrzebę zaufania Bogu. Grzechy i codzienne zaniedbania uczą pokory i większego otwarcia na miłość Boga. Dlatego dobrze jest więc, gdy stanowią treść codziennego rachunku sumienia i regularnej spowiedzi. „Wyznawanie codziennych win (grzechów powszednich) nie jest ściśle konieczne, niemniej jest przez Kościół gorąco zalecane. Istotnie, regularne spowiadanie się z grzechów powszednich pomaga nam kształtować sumienie, walczyć ze złymi skłonnościami, poddawać się leczącej mocy Chrystusa i postępować w życiu Ducha. Częściej otrzymując przez sakrament pokuty dar miłosierdzia Ojca, jesteśmy przynaglani, by być – jak On – miłosierni” – czytamy w Katechizmie. Jan Maria Vianney radzi, by w sytuacji grzechów i słabości codziennych stosować pewne drobne akty duchowe lub ascetyczne: „Gdy tylko na duszy pojawi się (choćby) mała plamka, trzeba postąpić jak człowiek posiadający piękną i drogocenną kryształową kulę. Gdy zbierze się na niej trochę kurzu, zaraz ją czyści i poleruje, by była czysta i błyszcząca. Gdy więc zauważycie najmniejszą skazę na swojej duszy, zaraz przeżegnajcie się ze czcią wodą święconą i spełnijcie jakiś dobry uczynek, (…) dajcie jałmużnę, uklęknijcie przed Najświętszym Sakramentem, przyjdźcie na Mszę świętą”.

Pewną trudność stanowią grzechy, które się powtarzają. Niektórzy wątpią w sens spowiedzi, która jest ciągłym (zwykle nieświadomym) powtarzaniem takich „wyuczonych” grzechów. W sakramencie pojednania nie chodzi jednak o to, byśmy byli oryginalni bądź wymyślali nowe grzechy. Pan Bóg przecież dobrze zna nasze serca. Dlatego oczekuje raczej szczerości, prawdy i skruchy. Ponadto świadomość powtarzających się słabości rodzi większą pokorę wobec Boga, samego siebie a także wyrozumiałość wobec błędów innych. Poznając własną naturę i jej słabe strony można podejmować wspomniany wcześniej „program ćwiczeń”.

Na koniec przypomnę jeszcze, że dopełnieniem spowiedzi jest działanie zmierzające w kierunku naprawy popełnionych błędów bądź krzywd. Według katechizmu „rozgrzeszenie usuwa grzech, ale nie usuwa wszelkiego nieporządku, jaki wprowadził grzech. Grzesznik podźwignięty z grzechu musi jeszcze odzyskać pełne zdrowie duchowe. Powinien zatem zrobić coś więcej, by naprawić swoje winy; powinien zadośćuczynić”. Zadośćuczynienie zależy od wagi i okoliczności grzechów. Czasami będzie to dłuższa modlitwa, innym razem czyny miłosierdzia, różne formy ascezy czy akceptacja cierpienia i krzyża. Jeżeli grzech naruszył dobra moralne bądź materialne bliźnich, wymaga restytucji. Na przykład kradzież cudzej wartości wymaga jej zwrotu. Zniesławienie czy oczernianie bliźnich wymaga sprostowania wypowiedzianych kłamstw. Są to wymogi, które wynikają ze sprawiedliwości, praw innych i miłości bliźniego. Bez ich spełnienia spowiedź pozostaje aktem formalnym.

Zasygnalizowane krótko problemy świadczą, że spowiedź nie kończy się z chwilą otrzymania rozgrzeszenia. Jest to raczej proces nawrócenia trwający całe życie. Tym bardziej świadomy, im głębsze życie duchowe. Święci, mistycy byli najbardziej świadomi istoty grzechu i własnej nędzy. Przeczuwali, że nawet najmniejszy grzech oddziela ich od najświętszego Boga. Dlatego spowiadali się często i żyli w przekonaniu, że są tylko grzesznikami, którym Pan darował wielki dług (por. Łk 7,41-43). Niech ich przykład stanowi bodziec i zachętę do codziennej nieraz mozolnej pracy wewnętrznej i permanentnego nawracania!

fot. Pexels