Słowa, które nie mają mocy, przemijają bardzo szybko i nic po nich nie zostaje. A czasem jedno, niepozornie słowo wypowiedziane z miłością, może uwolnić nas, nadać naszemu życiu sens i smak.

Gdy uczniowie wraz z Jezusem przybyli do Kafarnaum, Jezus „wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie” (Mk 1,21-22).

Gdy Jezus nauczał w synagodze w Kafarnaum, słuchający Go Żydzi byli zdumieni. Przyczyną tego zdumienia nie była treść kazania, lecz moc, z jaką Jezus przemawiał. Aby przemawiać z mocą nie wystarczy podniesiony głos. Nie wystarczą chwyty retoryczne. Chociaż poruszające przykłady bardziej docierają do słuchaczy, to jednak nie one nadają moc słowom.

Pewien kaznodzieja zapytał kiedyś znanego aktora Anthony’ego Quinna: Jak to jest, że gdy wy aktorzy mówicie, ludzie słuchają was z zainteresowaniem, a nam jest tak trudno przyciągnąć uwagę słuchaczy? W odpowiedzi usłyszał: Bo my mówimy o rzeczach zmyślonych tak, jakby były prawdziwe, a wy mówicie o tym, co prawdziwe tak, jakby było zmyślone.

Niezłomna wiara kaznodziei, że mówi rzeczy prawdziwe i skuteczne, przekazywanie wiernym tego, co sam doświadczył, co widział, co słyszał i czego dotykał, sprawia, że słowa nabierają mocy. Nie dotyczy to tylko księży wyjaśniających słowa Pisma Świętego. Każdy, kto mówi pod wpływem miłości, której doświadczył i która do dzisiaj powiększa mu serce. Każdy, kto z przejęciem opowiada o tym co widział pięknego i jakie budujące słowa słyszał, czego doświadczył, nawet jeśli mówi o sprawach trudnych i wymagających, to ma władzę nad słuchającym. O czym mógł opowiadać w synagodze Jezus? W Ewangelii według św. Jana Jezus tłumaczy: „Głoszę to, co widziałem u mego Ojca” (J 8,38).

Podczas, gdy Jezus głosił z mocą, odezwał się człowiek zniewolony, który tak przywykł do swojego zniewolenia, że zaczął głośno protestować. Tak reaguje człowiek zniewolony, gdy słyszy słowa prawdy. A słowa prawdy mówią jedno, i to zdecydowanie, że zło, które zniewala człowieka, nie może się ostać w obliczu Bożej miłości. Jezus tej miłości doświadczył, On ją widział u swojego Ojca i teraz o niej opowiada. Nie ma silniejszej broni niż świadectwo miłości.

Nie zapomnę słów mojego ojca, gdy odbierał mnie z aresztu jako 17-letniego przestępcę. To nie było długie kazanie. To było jedno proste zdanie, ale tato wypowiedział je z tak wielką troską i miłością, że aż ciarki przeszły mi po plecach. Zjechał na pobocze, zatrzymał samochód i zapytał: Synu, co powiemy matce? I wyobraźcie sobie, że te słowa zmieniły moje życie. Żaden egzorcyzm nie uczyniłby tego, co uczyniły te słowa wypowiedziane przez mojego tatę ateistę. Miłość jest lekarstwem na wszelkie zło, miłość leczy wszystkie choroby i nadaje życiu sens.

Skuteczność słów wypowiadanych z mocą, prędzej czy później potwierdzą znaki. Słuchający czegoś doświadcza, czasem burzy się i nie może zasnąć w nocy, to słowo zaprząta mu myśli, albo umacnia w dobrym. Słowa mojego ojca prześladowały mnie, jak zapewne słowa Jezusa prześladowały bogatego młodzieńca, który nie mógł się zdecydować, czy pójść za Chrystusem czy nie. Słowo wypowiedziane z miłością staje się źródłem szlachetnych decyzji, staje się źródłem gestów miłości i poświęcenia. Wypowiedziane z mocą przynosi zawsze efekt. Jeśli nie przynosi go, to mamy do czynienia z nieskutecznym umoralnianiem, z próżnym gadaniem lub – posługując się słowami Pawła Apostoła – z babskimi baśniami.

Módlcie się za nas księży, aby nasza mowa była skuteczna, abyśmy przepowiadali Dobrą Nowinę z mocą. I pamiętajcie, że wasze słowa, wypowiedziane z miłością, choćby nie wiem jak proste były, mogą niejednemu człowiekowi zmienić życie.

Homilia wygłoszona 28 stycznia 2024 r. w Parafii pw. Św. Szczepana w Warszawie.

Foto: flickr.com / danna § curious tangles