Od kiedy towarzyszę duchowo ludziom (już ładnych parę lat), a zwłaszcza od kiedy spowiadam, czyli odkąd bywam dopuszczany do naprawdę delikatnych miejsc w ich sercach, sporo moich poglądów się zmieniło. Najbardziej zmienił się jednak mój sposób wypowiadania się na różne tematy, zwłaszcza publicznie. Kto mnie obserwuje od dłuższego czasu, z pewnością zauważył tę zmianę. Ma to dwie zasadnicze przyczyny.

Po pierwsze, uświadomiłem sobie jak bardzo nie wiemy co się dzieje w drugim człowieku. Widzimy coś na zewnątrz, a w środku rozgrywają się nieraz naprawdę dramatyczne zmagania. Nie mamy pojęcia o zranieniach jakie niesie drugi człowiek, o historii, która go ukształtowała i sprawiła, że jest taki, a nie inny. Nie mamy pojęcia o cierpieniu, którego doświadcza i że jego postawa bywa rozpaczliwą próbą ocalenia samego siebie przed wewnętrznym rozpadem. Nie wiemy o ciemności, z której próbuje się wydostać, a którą maskuje uśmiechem, albo ironią. Ignorujemy, że ma w sobie pragnienie dobra i miłości, nawet jeśli realizuje je na drodze, której nie podzielamy. Pomijamy, że kimkolwiek jest, dzieje się dzięki niemu konkretne dobro w życiu konkretnych osób. Łatwo jest napisać agresywny, paternalistyczny komentarz, „zaorać”, wykpić, nie mając pojęcia jak w ten sposób rani się drugiego człowieka. W końcu mamy rację i walczymy o prawdę, więc wszystkie chwyty dozwolone, prawda? Myślę, że jednak nie. Nawet jeśli mamy rację, to nie każda prawda wyzwala. Czasem prawda jest tylko wiedzą, którą niszczymy drugiego. To nie ma nic wspólnego z Ewangelią, ale nawet z człowieczeństwem. Wyzwala Prawda, którą jest Jezus Chrystus. Bóg który kocha, przyjmuje i zbawia bez warunków wstępnych. Wyzwala Miłość.

Po drugie, słysząc od konkretnych osób, jak zmagają się z nienawiścią, którą zaszczepiają im media obrzydzające i demonizujące drugą stronę (działa to doskonale w obie strony naszego rodzimego podziału politycznego i ogólnokościelnego), zastanawiam się, czy publicyści, dziennikarze, influencerzy, a czasem niestety i księża, mają świadomość i biorą odpowiedzialność co swoimi sążnistymi wypowiedziami pomagają hodować w ludzkich sercach.

Słowo ma moc. Możemy je wykorzystywać do podsycania wzajemnej niechęci i pogłębiania podziałów. Możemy też je wykorzystać do budowania przestrzeni szacunku, bezpieczeństwa i wrażliwości. Od jednego i drugiego dzieli nas parę stuknięć w klawiaturę.

Źródło: FB / Dominik Dubiel SJ