Dwaj posłańcy (aniołowie) towarzyszący Bogu opuścili Mamre w porze popołudniowej i wyruszyli na wschód w kierunku Sodomy. Mieli do pokonania około trzydzieści kilometrów, które dzieliły Hebron od położnej niżej, pokrytej bujną roślinnością, doliny Jordanu. Nad brzegiem Morza Martwego ulokowały się dwa bliźniacze miasta: Sodoma (dzisiaj stanowisko archeologiczne Bab edh-Dhra w Izraelu) i Gomora (dziś stanowisko archeologiczne Numeira w Jordanii). Miasta te kwitły dzięki złożom soli, bituminów i pokładom potasu, eksplorowanym wokół morza. Były też ważnym ośrodkiem handlowym dla karawan zmierzających z północy na południe. „Ich bogactwo przyczyniło się najpewniej do tego, że odznaczały się piękną architekturą i sztuką. Nie zmienia to faktu, że nawet wśród oddających cześć bożkom pogan żyjących poza doliną mieszkańcy Sodomy i Gomory mieli opinię ludzi niemoralnych. Cienka warstewka piękna zakrywała przed nieświadomym obserwatorem prawdziwą naturę obu miast” (C. Swindoll).

Gdy posłańcy dotarli w godzinach wieczornych do Sodomy, zobaczyli Lota siedzącego w bramie (Rdz 19,1). Przypomnijmy, że Lot wraz z Abrahamem opuścił Ur, a później Charan i udał się w kierunku Kanaanu. W czasie konfliktu o pastwiska  odłączył się od wuja i dokonawszy wyboru obfitszych urodzajnych ziem zamieszkał wśród mieszkańców Sodomy. Znalazł się tym samym w epicentrum zła.            „Uginał się pod ciężarem rozpustnego postępowania ludzi nie liczących się z Bożym prawem – ten sprawiedliwy bowiem, mieszkając wśród nich, z dnia na dzień duszę swą sprawiedliwą miał udręczoną przeciwnymi Prawu czynami, które widział i o których słyszał” – pisze o Locie apostoł Piotr (2 P 2,7-8). Owe permanentne „przeciwne Prawu czyny” wywołały słuszny gniew Boga, który „postanowił” zniszczyć miasto wraz z jego mieszkańcami.

Wysłannicy Boga zastali Lota w bramie. Starożytne miasta zazwyczaj nie miały wysokich chroniących je murów. Miały natomiast bramy prowadzące doń. Obszar wokół bramy pełnił rolę publicznego placu (agory, rynku). Ze względu na stały przepływ ludności były idealnym miejscem do handlu i publicznego rozstrzygania spraw sądowych. Lot, który siedział w bramie Sodomy prawdopodobnie prowadził tam interesy. Został więc zaakceptowany i przyjęty przez mieszkańców miasta.

Na widok przybyszów Lot zareagował gościnnością: gdy ich ujrzał, wyszedł naprzeciw, oddał pokłon do ziemi, wyrażający szacunek i pokojowe zamiary i zaprosił do siebie na posiłek i nocleg (por. Rdz 19,2). Lot nie jest już nomadem mieszkającym pod namiotem. Jest mieszczaninem, właścicielem domu. „Gdy gospodarz ofiarowywał podróżnym nocleg, brał na siebie odpowiedzialność za ich bezpieczeństwo. Zaproszenie dotyczyło zwykle okresu trzech dni” (J. Walton). Goście początkowo odmówili, zdecydowali się spędzić noc pod gołym niebem. Gdy jednak gospodarz usilnie nalegał, przyjęli zaproszenie. Pora była już późna, więc Lot pospiesznie upiekł przaśne placki i przygotował wieczerzę.

W trakcie tych czynności, jego dom został otoczony przez wszystkich mężczyzn mieszkających w Sodomie, którzy „wywołali Lota i rzekli do niego: Gdzie tu są ci ludzie, którzy przyszli do ciebie tego wieczoru? Wyprowadź ich do nas, abyśmy mogli z nimi obcować!” (Rdz 19,5-6). Mieszkańcy Sodomy nie tylko naruszyli święty obyczaj gościnności, ale w swoim zepsuciu chcieli podjąć zabronione zachowania seksualne, łamiąc fundamentalne prawo życia społecznego Bliskiego Wschodu (por. Kpł 18, 22).

Homoseksualizm mieszkańców Sodomy związany był dodatkowo z prostytucją sakralną. Poprzez nią nawiązywano kontakt z bóstwem (Baalem) w celu zapewnienia płodności cielesnej i żyzności ziemi (por. Pwt 23,18). Sodomici dopuszczali się w ten sposób grzechu przeciwko jedynemu Bogu, ulegając bałwochwalstwu, oraz grzechów przeciwko bliźniemu, łamiąc zasady gościnności i etyki seksualnej. „Grzechem mieszkańców Sodomy było barbarzyństwo, bezwzględność i nieumiarkowanie w lubieżnym korzystaniu z bogactw. Ich bezgraniczny egoizm wyrażał się w brutalnym łamaniu gościnności” (A. Buckenmaier).

Wobec niemoralnej propozycji, Lot rygluje drzwi, wychodzi na zewnątrz domu i prosi sodomitów, jak braci, aby byli wyrozumiali wobec jego sytuacji i życzliwi wobec gości. Następnie składa im ofertę, która  według współczesnej etyki jest szokująca i bulwersująca. Zamiast gości proponuje własne córki, dziewice. Według starożytnych pojęć cześć i cnota kobiety miała mniejszą wartość niż mężczyzny. Ponadto dobro gości było ważniejsze niż własnych dzieci. Niemniej cnota dziewictwa była bardzo ceniona. Zgwałcone kobiety miały niewielką szansę na zawarcie małżeństwa i zrodzenie dzieci. Lot stosuje zasadę, dość rozpowszechnioną w świecie starożytnym – wyboru mniejszego zła. Jednak kryteria tego wyboru mogą budzić słuszne wątpliwości. Zło zawsze pozostanie złem, a kierowanie się zasadą „cel uświęca środki”, albo wyborem „mniejszego zła” nie rozwiązuje problemów ani nie usuwa cierpienia z nim związanego. Gdyby zamiary Lota doszły do skutku, stałyby się powodem niemożliwych do uzdrowienia zranień jego córek albo nawet ich śmierci (por. Sdz 19,14nn). Uczucia niechęci, żalu, a może również nienawiści zaciążyłyby na dalszych relacjach do ojca. Ostatecznym zatamowaniem zła jest zasada ewangeliczna sformułowana przez apostoła Pawła: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj” (Rz 12,21).

Mężczyźni sodomscy nie przyjmują propozycji Lota. Co więcej, reagują agresją i gniewem. Grożą mu: „Sam jest tu przybyszem i śmie nami rządzić! Jeszcze gorzej z tobą możemy postąpić niż z nimi!” (Rdz 19,9). Sodomici nie uważają Lota za brata, ale za obcego, rezydenta, pozbawionego praw przysługujących obywatelom danej społeczności. Jako obcy nie tylko nie powinien przyjmować gości bez ich zgody, ale również nie ma prawa ich osądzać. „Chociaż Lot nie brał udziału w grzechach mieszkańców Sodomy, to jednak do tej pory im się nie przeciwstawiał. Mieszkał pośród nich, trzymając się zasad wpojonych mu przez wuja, jednak zamiast żyć autentycznie i pokazywać siebie światu jako przykład lepszego sposobu życia, postanowił nie afiszować się ze swą odmienną etyką, wzruszał ramionami, widząc zepsucie swego otoczenia, i wtapiał się w krajobraz. Zamiast przedstawiać sobą dobroć Boga, uznał, że wystarczy, jeśli nie będzie tak zły, jak jego sąsiedzi” (C. Swindoll).

Chcąc przywołać Lota do porządku, Sodomici zareagowali siłą: „I rzucili się gwałtownie na tego męża, na Lota, inni zaś przybliżyli się, aby wyważyć drzwi” (Rdz 19,9). Po klęsce wysiłków Lota, obrony podejmują się jego goście. Potencjalne ofiary stają się „agresorami”. Porażają napastników ślepotą.  „Egzegeci są zdania, że nie chodzi tu o permanentną czy czasową ślepotę, ale o chwilowe oślepienie jakimś jaskrawym blaskiem, uniemożliwiającym dobre widzenie” (J. Lemański). W każdym bądź razie „siła Bożego światła powala grzesznika i zanurza go w ciemności, w której jest pogrążony” (G. Ravasi). Podobną ślepotą został porażony Paweł z Tarsu w zetknięciu ze światłem Jezusa zmartwychwstałego (por. Dz 9,3-8).

Po akcji unieszkodliwienia napastników, przybysze ujawniają swoją tożsamość i misję: „Kogokolwiek jeszcze masz w tym mieście, zięcia, synów i córki oraz wszystkich bliskich, wyprowadź [ich] stąd. Mamy bowiem zamiar zniszczyć to miasto, ponieważ skargi na nie do Pana tak się wzmogły, że Pan posłał nas, aby je zniszczyć” (Rdz 19,12-13). Aniołowie „przekonali się” osobiście, że zło mieszkańców Sodomy zasługuje na karę. Nie znaleźli w nim nawet dziesięciu sprawiedliwych. Jedynym wyjątkiem był Lot i jego najbliższa rodzina. Przyszli zięciowie Lota zbyli go kpiną. Myśleli, że z nich szydzi, żartuje. „Śmiejąc się z Lota, śmieją się tym samym z Boga i tracą szansę na ocalenie” (J. Lemański).

Lot niechętnie poddaje się woli aniołów. Zaczyna świtać. „Dla starożytnych, w tym także dla Izraelitów, jest to chwila przełomowa. O świcie Bóg udziela odpowiedzi proszącym, osądza i wydaje wyroki” (J. Lemański). Jest to więc ostatnia chwila, aby uciec przed sądem, który za chwilę obejmie zdemoralizowane miasto. Mimo usilnych nalegań posłańców, pater familias wciąż się opiera. „Może jest sparaliżowany strachem, a może po prostu nie potrafi rozstać się z dotychczasowym życiem” (J. Lemański). W każdym bądź razie jego postawa jest przeciwieństwem Abrahama.

Sytuacja staje się na tyle tragikomiczna, że aniołowie muszą zastosować wobec Lota siłę: „Kiedy zaś on zwlekał, mężowie ci chwycili go, jego żonę i dwie córki za ręce – Pan bowiem litował się nad nimi – i wyciągnęli ich, i wyprowadzili poza miasto” (Rdz 19,16). Lot wciąż nie chce poddać się woli Bożej, ociąga się, dyskutuje z aniołami, a nawet targuje się o nowe miejsce zamieszkania. Nie chce uciekać w góry. Stanowiły one typowe miejsce schronienia; w nich również wznoszono sanktuaria. Proponuje małe miasteczko Soar, leżące na południowo-wschodnim wybrzeżu dzisiejszego Morza Martwego; przyzwyczaił się bowiem do wygód życia miejskiego. Sytuacja jest kuriozalna. Aniołowie wciąż przynaglają, każda chwila zwłoki może grozić utratą życia, a Lot jakby nie zdając sobie z tego sprawy, targuje się o bardziej komfortowe warunki. Ostatecznie ulega perswazji i stanowczości gości, a oni w zamian godzą się, by zamieszkał w mieście, które sam wybrał. Miasto to wprawdzie leżało w strefie zniszczenia, jednak ze względu na Lota Bóg je ocali. Lot nie potrafi uczyć się na błędach. Jego poprzedni wybór zakończył się niemal tragedią. Teraz ponownie wchodzi w strefę zła. „Bogactwo i wygody życia w Sodomie stały się pułapką dla jego umysłu” (C. Swindoll).

Słońce już wzeszło, gdy Lot wraz z najbliższymi dotarł bezpiecznie do Soaru. „A wtedy Pan spuścił na Sodomę i Gomorę deszcz siarki i ognia [pochodzący] od Pana <z nieba>. I tak zniszczył te miasta oraz całą okolicę wraz ze wszystkimi mieszkańcami miast, a także roślinność” (Rdz 19,24-25). Tragedia ta przypomina potop w mikroskali. Siłą niszczycielską zamiast wody jest ogień siarki. „W rzeczywistości mogło chodzić o trzęsienie ziemi, które spowodowało wybuch gazu i ropy, czym wywołało liczne pożary. Cała okolica Morza Martwego jest do dziś bogata w siarczany” (R. Beretta, E. Broli). Obraz ten ma nadto wymiar symboliczny. Zarówno siarka jak i ogień symbolizują sąd i karę za grzechy.

Lot dotarł do Soaru, ale w żałobie. W drodze bowiem utracił żonę. „Żona Lota, która szła za nim, obejrzała się i stała się słupem soli” (Rdz 19,26). W kontekście grzechu mieszkańców Sodomy i Gomory, kara jaka ją spotkała, wydaje się nieproporcjonalna. Wprawdzie złamała ona nakaz Boży (por. Rdz 19,17), ale jej czyn był w sumie niewielkim przewinieniem. Wydaje się, że odwracanie się za siebie w czasie ucieczki przed katastrofą jest naturalne. „Dlaczego żona Lota się obejrzała?  W Piśmie świętym nie znajdziemy odpowiedzi na to pytanie. Może jest symbolem tych, którzy tak związani są z przeszłością, że nie potrafią myśleć o przyszłości wtedy, gdy załamuje się ich świat? Może obejrzała się ze współczucia, może zostawiła w poddanych zagładzie miastach pozostałych synów i córki, którzy założyli już własne rodziny? Przyjaciółki i sąsiadki? Może pochodziła z tych stron i nie chciała ich zostawić w chwili zagłady?” (E. Adamiak). Ludowe przekazy nawiązują do etiologii słupa solnego znanego jako „Żona Lota”. Ów blok skalny znajduje się nad brzegiem Morza Martwego przy drodze prowadzącej do dzisiejszej Sodomy, w najniżej położonym punkcie świata (396 metrów p.p.m.). Swym  kształtem przypomina postać kobiety. Beduini twierdzą, że figura poddaje się wpływom księżyca i w zależności od jego faz, powiększa się lub zmniejsza.

Bóg oczekiwał od Lota i jego rodziny wiary, która zawiera element ryzyka, ale jest niezłomną drogą ku przyszłości. Żona Lota nie tylko złamała nakaz Boży, ale wykazała się zwątpieniem i brakiem zaufania – podstawowym grzechem w relacji do Boga. Ojcowie Kościoła widzą w niej tych wszystkich, którzy idą drogą wiary połowicznie, oglądają się wstecz, tęsknią za przeszłością, łatwym i wygodnym życiem, stabilizacją, boją się ryzyka wiary i nie są w stanie podjąć nowych wyzwań. Wiele wieków później Jezus posłużył się przykładem żony Lota, aby podkreślić przemijalność i nietrwałość doczesnego świata: „Podobnie jak działo się za czasów Lota: jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali,  lecz w dniu, kiedy Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba deszcz ognia i siarki i wygubił wszystkich;  tak samo będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi.  W owym dniu kto będzie na dachu, a jego rzeczy w mieszkaniu, niech nie schodzi, by je zabrać; a kto na polu, niech również nie wraca do siebie. Miejcie w pamięci żonę Lota! Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je” (Łk 17,28-33).

Abraham wybrał się tuż po wschodzie słońca, by naocznie przekonać się, czy Bóg wypełnił zapowiedź. Gdy dotarł na miejsce, „spojrzał w stronę Sodomy i Gomory i na cały obszar dokoła, zobaczył unoszący się nad ziemią gęsty dym, jak gdyby z pieca, w którym topią metal” (Rdz 19,28). Był on być może wynikiem spalania złóż smoły i siarki oraz emisji trujących gazów. Wcześniej była to ziemia urodzajna, jak ogród Pana (por. Rdz 13,10). Gniew Boga zamienił ją w pozbawiony życia pustynny region.

Etapy historii zbawienia naznaczone są nie tylko miłosierdziem Boga, ale również Jego gniewem, który jest najczęściej reakcją na brak wiary i zaufania. Człowiek tworzy sobie własne, wygodne, niewymagające obrazy Stwórcy. Odrzucenie prawdziwego obrazu Boga i bałwochwalstwo są konsekwencją ludzkiej pychy. Bóg „nie może” milczeć, gdy Jego miłość i wierność są kwestionowane i odrzucane. Milczenie byłoby afirmacją zła. Dlatego reaguje gniewem i sądem, co jest wyrazem Jego miłości i wezwaniem człowieka do nawrócenia, zmiany sposobu myślenia i życia. „Kara nie ma na celu zniszczenia, ale ocalenie tego dobra, które miałoby być źródłem nadziei na przyszłość. (…) Człowiek nie jest nigdy do końca zły, a kara ma wydobyć z niego dobro, podobnie jak wypalenie w piecu wydobywa z rudy wspaniały kruszec. Kara zawsze jest dla człowieka bolesna, ale dobry chirurg nie płacze przy zabiegu, tylko skutecznie go prowadzi” (A. Kłoczowski).

Pytania do refleksji:

  • Kto jest bliższy twojemu życiu: Abraham czy Lot?
  • Co sądzisz o ruchach LGTB? W jaki sposób odnosisz się do osób o skłonnościach homoseksualnych?
  • Co sądzisz o zasadach: „cel uświęca środki” i „wybór mniejszego zła”?
  • Jakich zranień doświadczyłeś w relacjach z ojcem (szczególnie w dzieciństwie)?
  • Czy nie byłeś przyczyną cierpienia i zranień własnych dzieci?
  • Co sądzisz o „świętym gniewie Boga”?
  • Jaki odcień oblicza Boga dominuje w twoim życiu duchowym (miłosierny czy sprawiedliwy)?
  • Czy idąc do przodu, nie oglądasz się wstecz (por. Łk 9,62)? Czy nie żyjesz „połowicznie”?
  • Czy twoja wiara jest twórcza, płodna, perspektywiczna, wyzwalająca i stymulująca czy raczej nostalgiczna, wygasła, bierna?
  • Co sądzisz o karze boskiej?

Więcej w książce: „Wędrująca modlitwa. Droga Abrahama”, WAM

fot. Pinterest