Postawiłeś ją, Panie, na mojej drodze …
Była smutna, złamana ciężarem życia …
A jednak przyszła! Bo Ty tak chciałeś …
„Jestem B.” – powiedziała
na pierwszym spotkaniu …
Czegoś mi w niej brakowało …
Kolejne spotkania, rozmowy,
chwile ciszy, modlitwy …
I nagle odkryłem …
Jej UŚMIECH! – jakże piękny
choć subtelny …
uśmiech „boski”, „anielski”
a przecież, jakże zwyczajny …
Odbijał Twoje piękno, Panie,
bo piękno duszy ukazuje się na twarzy …
Wewnętrzne piękno Bożego dziecka
ujawnił tego dnia jej UŚMIECH!
Jakże była piękna, choć wewnątrz
cierpiała przecież okrutne męki
zadane przez SMUTEK …
Jakże to: UŚMIECH i SMUTEK
mogą się dopełniać?!
Pytałem siebie …
Nie rozumiałem …
I wtedy w głębi serca usłyszałem
słowa:
UŚMIECH rodzi się z CIERPIENIA …
Piękno tego UŚMIECHU
zrodziła miłość pełna
poświęcenia …
……………………………………….
Dziś już nie oglądam
tego UŚMIECHU …
Przyszedł dzień rozstania …
Modlę się, byś ty, B.,
dalej swym UŚMIECHEM
promieniała!
Dawaj go ludziom
bo wart jest podziwu …
Pamiętaj jednak, że jego blask
z cierpienia się wyłania …
Nie uciekaj więc od cierpienia
przyjmij je, gdy przyjdzie …
Bo jego owoc słodki smak posiada
a słodycz na usta się wylewa …!
Pamiętaj o tym, droga B.,
Przez Boga tak bardzo
UMIŁOWANA!